sobota, 29 marca 2014

Acarsaid Rozdział V

Dość długo nic nie było, ale wreszcie coś tam wstawiamy. Możliwe że nie jest jakiś mega wciągający, ale pozwala lepiej poznać Meg i Nialla. Tak czy siak, mamy nadzieje, że będzie się podobał 

W odpowiedzi na komentarze: Wojtuś Maciuś: tak będzie więcej części. Zaplanowane mamy 3 księgi. 


Zgodnie ze wskazówkami nauczyciela, doszedł na przystanek. Nie musiał długo czekać na autobus, gdyż przyjechał po jakichś pięciu minutach. Kupił u kierowcy bilet. Zajmując miejsce na samym końcu prawie pustego środka komunikacji miejskiej. Powlókł wzrokiem po jego wnętrzu: słabe światło padające ze starych lamp, oświetlały wysłużone fotele, z których zaledwie kilka zostało zajętych przez siedzącą na przodzie kobietę w kwiecie wieku, gawędzącą z kierowcą i jakąś mizdrzącą się do siebie parkę. Swoją drogą ten chłopak był całkiem całkiem, ale Craigowi nie dorastał nawet do pięt... Szkoda tylko, że jest takim pieprzonym dupkiem.
"Nie ma żadnego związku”.
Więc po jaką cholerę bawi się ze mną w kotka i myszkę? Niby co to ma na celu? Ma jakiś kompleks niższości, chciał się dowartościować, czy co? Nawet jeśli chodzi mu jedynie o zaliczenie szybkiego numerka, to przecież takimi tekstami mnie nie rozprawiczy...rozdziewiczy? W sumie kiedy powinno używać się którego zwrotu? Bo rozdziewiczanie, to jak ma się go w sobie, więc w sumie sprawa jest dość jasna. Ale przecież rozdziewicza się dziewczyny. A ja nie jestem dziewczyną! Z drugiej strony stracę "prawictwo",  jak komuś wsadzę, więc jak ktoś wsadzi mi, to to już jest bliżej do dziewictwa, niż prawictwa. To bez sensu, powinna być jakaś trzecia nazwa na tracenie cnoty analnie...
Rozanalowanie...? Nie, to brzmi strasznie. Dobra, nie ważne. Tak czy siak, mówiąc że „nie ma związku”, nie ma szans na dobranie mi się do gaci. Jest głupi czy aż tak zarozumiały? A może ma mnie za dziwkę? Nie. Dobra, koniec. Nigdy nią nie będę. Choćby nie wiem co.
Niall oparł głowę o zimną szybę i wpatrując się w zanurzony w mroku krajobraz, rozmyślał dalej nad swoim bezsensownym położeniem.
Czemu nie mogłem zakochać się w kimś normalnym? W kimś, kto by mnie chciał? Przecież to bez sensu, on nawet nic do mnie nie czuje. Po co robię sobie nadzieję? Jestem skończonym idiotą. Byłoby łatwiej, gdybym nigdy nic nie poczuł. Nie mogłem pokochać jakiegoś miłego, uprzejmego, uczuciowego geja w moim przedziale wiekowym? Nie, oczywiście moje popieprzone serce musiało sobie wybrać prawie trzydziestoletniego psychopatę i do tego homo nie wiadomo... Tak w ogóle ile on ma lat? Zresztą czy to ważne? I tak zostaniemy w relacji uczeń-nauczyciel... Może to i lepiej, że zakończy się to już teraz, a nie za kilka miesięcy, gdy zdążyłbym się już do niego przyzwyczaić.
Kontemplacje przerwały mu brzmienia piosenki zespołu Three Days Grace - "I hate everything about you”. Swoją drogą, pasuje do  obecnego stanu rzeczy. "I hate everything about you. Why do i love you."
Usta wykrzywił prześmiewczy grymas, jakby chłopak drwił sam z siebie. Wyciągnął telefon z kieszeni, i wszelkie emocje zniknęły, jakby intensywność czerni zmatowiała i stała się szarością. Na wyświetlaczu widniał znajomy numer oraz zdjęcie. Meg. Ta dopiero ma wyczucie: pojawia się zawsze i wszędzie tam, gdzie jej nie chcą. Odchrząknął, pozbywając się wszelkich oznak przygnębienia z głosu i dopiero wtedy odebrał.
- Halo?
- Hej, ciamajdo. Przychodzisz do mnie? - krótko i rzeczowo. Całą ona.
- Po co? - odparł pytaniem na pytanie, ignorując pieszczotliwą obelgę, nie będącą z jej strony niczym szokującym.
- Bo mogłeś się na przykład stęsknić za kochaną przyjaciółką?
- Widzieliśmy się w szkole.
- Dzięki. - prychnęła - To już zostałam spłaszczona jedynie do szkolnej znajomości?
- Eh, nie o to mi chodziło. - przeczesał włosy palcami, z lekka zakłopotany – Po co mam do ciebie przyjechać?
- A nie potrzebujesz czasem zezwolenia na konkurs? - No tak. Miał wstąpić po nie wieczorem, ale oczywiście musiał zapomnieć.
- Nie ma takiej potrzeby. - oznajmił.
- Hm? Ellen ci napisała?
- Nie.
- Więc kto? - dopytywała się.
- Nikt, nie mam zamiaru jechać.
- Matko, jakiś ty upierdliwy. - tak łatwo było sobie wyobrazić minę dziewczyny.
- Ktoś musi.
- Gdzie jesteś?
- W autobusie.
- Byłeś gdzieś?
- Tak... Co to, jakiś wywiad? -
- Nie, nie. Nawet dobrze się składa. Za dziesięć minut widzę cię pod moimi drzwiami.
- Przykro mi, mam inne plany. - spotkanie z Meg groziło przesłuchaniem, gdzie motywem przewodnim były, mówiąc po ludzku, tortury.
- Myślisz, że twoje plany mnie obchodzą? - dziewczyna nie odpuszczała.
- Powinny.
- Porno poczeka.
- Wiesz, że nie oglądam pornoli, w przeciwieństwie do ciebie.
- A ty wiesz, że ci nie wierzę, wszyscy oglądają porno.
- Nie. Nie jestem „wszyscy”.
- Pff. Przez ciebie wygadam cały pakiet. Za dziesięć minut masz być u mnie, inaczej nie chcę być w twojej skórze.
- I tak nic mi nie zrobisz. - zadrwił.
- Jeszcze byś się zdziwił. DZIESIĘĆ MINUT! - wydarła się w słuchawkę, po czym połączenie zostało zerwane.
- Przerośnięty dzieciak. - zaśmiał się, podpinając słuchawki z powrotem pod telefon. Ten najwyraźniej dalej miał ochotę zamulać swoimi losowymi wyborami ckliwych utworów o miłości, padło bowiem na Three Doors Down - "Here without you”. Następnie wsunął komórkę z powrotem do kieszeni.
Autobus właśnie wjeżdżał do centrum, więc Niall nabrał orientacji w terenie.
Jak wysiądę na następnym przystanku, to zaraz mam jedną ulicę do przejścia i stamtąd czerwoniakiem do Meg. Jak zaplanował, tak też uczynił. Po jakichś pięciu minutach stał już na przystanku dla autobusów miejskich. Sprawdził godzinę w telefonie, następnie spojrzał na rozkład jazdy. Najbliższy będzie o dwudziestej trzydzieści jeden, czyli za siedem minut. Sięgnął do swojej nieśmiertelnej czarnej torby z naszywkami zespołów i przypinkami, spełniającej także rolę plecaka. Nie była duża, ale i tak nigdy nie nosił podręczników, od czegoś w końcu miał Meg. Wyjątek stanowiła historia, była jedynym przedmiotem, na który musiał dźwigać książkę, ponieważ już na początku pierwszej klasy zostali rozsadzeni za gadanie, z kategorycznym zakazem siadania razem aż do odwołania.
Grzebiąc chwilę w czeluściach przepastnej torby, nareszcie znalazł to, czego szukał. Wyciągnął czarny skórzany portfel z czterema osobnymi przegródkami na monety, banknoty i dokumenty, czy coś w tym stylu. Lub jak w jego przypadku zdjęcia. Jednym z nich było zdjęcie Meg. Drugie przestawiało matkę chłopaka z czasów liceum. Olśniewała swoją urodą, której Niall doświadczył na własnej skórze, dziedzicząc po niej falowane włosy, pełne usta, prosty niewielki nos i duże, zielone oczy, czego na czarno-białej fotografii nie było widać. Z czwartej przegródki składającej się z kilku miejsc na karty kredytowe, wyciągnął bilet dziesięciominutowy. Zawsze miał przy sobie jakiś, bo nigdy nic nie wiadomo. Przezorny zawsze ubezpieczony, jak to mawiał poeta.
Schowawszy portmonetkę, cierpliwie czekał na autobus, który oczywiście musiał się spóźnić. Przywitała go, a jakże by inaczej, ciżba ludzi, będących niby jedną wielką żywą masą. Matko, jak on nienawidził czerwoniaków, w szczególności w godzinach tak zwanego południowego szczytu i wczesnego wieczoru, gdy ludzie wracają z pracy. Istna mordęga.
Skasował bilet, stanął oparty o okno naprzeciwko drzwi, z racji najmniej panującego tam tłoku. Na nieszczęście Lennoxa przy następnym przystanku musiała napatoczyć się grupa dresiarzy, od których śmierdziało piwskiem na kilometr, a z dwóch było ich słychać. Na domiar złego musieli się umiejscowić w pobliżu kogo? Tak, oczywiście, obok niego. Nawet słuchawki i głośność podkręcona do najwyższego poziomu nie pomagały zagłuszyć pijanej młodzieży. Jakby tego było mało, przeładowane testosteronem świnie, mające tak już chyba w swojej prostackiej naturze, musiały się doń przyczepić. Niall usiłował ignorować zgryźliwe uwagi z ich strony, w głowie powtarzając sobie: Jeszcze tylko trzy przystanki, jeszcze tylko dwa przystanki... Cholera, nie możesz jechać szybciej? Jak ta łysa pała się nie zamknie, to coś mu zrobię. Mało brakowało, aby wyszedł z siebie i stanął obok. Myśli owocowały coraz większym zniecierpliwieniem. W sumie to nie, bo i tak nie miałbym szans, nawet gdyby był sam. A co dopiero jak jest ich sześciu.
Wycierpiał męczeńsko czas do swojej wysiadki. Nareszcie wolność. Musiał jeszcze tylko przejść przez pasy i lada moment znalazł się na osiedlu przyjaciółki. Trasę do dobrze znanego mu bloku numer siedem znał na pamięć. Wszedł do klatki i wybrawszy na nowoczesnym domofonie numer czterdzieści sześć, usłyszał z aparatu przyjemny głos mamy Meg
- Słucham?
- Dobry wieczór, tu Niall. Zastałem Meg? - spytał uprzejmie, okazując szacunek.
- Tak, tak, wchodź. - rozległo się charakterystyczne brzęczenie domofonu, sugerujące, aby pociągnął za drzwi. Będąc już na przerażająco białej klatce schodowej, wsiadł do windy i tym razem wcisnął siódemkę, gdyż na przedostatnim piętrze znajdowało się mieszkanie przyjaciółki. Oparł się o oszkloną ścianę, w której widział swoje odbicie i przymknął oczy. Nie cierpiał wind. Zawsze podczas przejażdżki było mu w nich niedobrze, poza tym przyprawiały o klaustrofobię i w każdej chwili mogą spaść. Że też nie mogą mieszkać niżej, wtedy chodziłby schodami. Niby mógłby i teraz, ale przecież to siódme piętro. Ech, odezwało się lenistwo. Po kilkunastu sekundach z ulgą usłyszał otwieranej windy. Wyszedł z niej pośpiesznie, jak zwykle zresztą następnie przechodząc pół korytarza stanął przed drzwiami z numerem czterdzieści sześć. Ledwie zapukał, a już wyłoniła się zza nich niebieskooka, ubrana w „strój po domu” składający się z krótkich spodenek na wychowanie fizyczne oraz pstrokata, luźna koszulka, którą kiedyś sama ufarbowała.
- Wchodź. - otworzyła drzwi na oścież i gestem zaprosiła do środka.
- Dobry wieczór. - przywitał się ponownie z rodzicami dziewczyny. Państwo Talbot odpowiedzieli tym samym z pokoju dziennego.
- Chodź. - ponagliła go, podczas gdy zdejmował buty. Nie czekając, aż przyjaciel się rozbierze powędrowała do pokoju, gdzie ściszyła muzykę z laptopa i odstawiła go na biurko. Zaraz dołączył do niej Niall, siadając po turecku na rozkładanej kanapie z obiciem w granatowo-żółto-brązowe paski, służącej dziewczynie za łóżko.
- Gadaj. - obróciła się ku niemu na obrotowym krześle, zakładając nogę na nogę.
- Znowu masz zamiar robić mi przesłuchanie?-Westchnął
- Tak, inaczej nic mi nie powiesz. - odpowiedziała z wyższością.
- Jeśli ktoś nie mówi, to znaczy ze nie ma o czym rozmawiać - wyjaśnił - albo zwyczajnie nie chce - dodał odrobinę ostrzej, niż zamierzał.
- Ale ty potrzebujesz rozmowy, tylko jak zawsze wszystko dusisz w sobie.
Przejrzała go na wylot.
- Nieprawda
- Kłamca. - w wypowiedź Meg zakradł się oskarżycielski ton - Zresztą nieważne, po prostu powiedz mi jedno. - już czuł w kościach, czego będzie dotyczyć pytanie. Ba, wiedział to jeszcze, zanim zgodził się tu przyjść - Czemu w ostatnim momencie rezygnujesz z olimpiady?
- Bo nie chcę jechać. I nie mam po co. - odpowiedź przygotował zawczasu.
- Masz po co.
- Tia...
- Nie "tia", tylko tak. W końcu ktoś musi wygrać.
- Będzie sporo osób z historii. - wysunął swój argument.
- Tak, ale nie z naszej szkoły. Nie chcesz zabłysnąć przed Erskinem? - poruszając tę kwestię naprawdę chwytała się ostatniej deski ratunku.
- Mam go w dupie.
- W dupie powiadasz? - szlag by ją, zawsze i wszędzie wyłapie podtekst.
- Oj, nie w tym sensie, zboczeńcu. - rzucił w nią pluszowym misiem. Nie spodziewając się po nim takiego posunięcia, dostała prosto w twarz.
- Ty mały... wredny... - w rewanżu blondynka rzuciła się na niego i zaczęła łaskotać po żebrach, czego chłopak szczerze nie znosił.
- Nie, Meg! Zostaw, PROOOSZĘĘ! - próbował się wyrwać, ale już na nim siedziała, nie dając się zepchnąć. Małe to to, a upierdliwe i męczące jak nie wiadomo co. Nie dawała mu spokoju, póki fortuna nie obróciła się przeciw niej. Niall wykorzystał sposobność, aby ją z siebie zrzucić, przez co wylądowała na podłodze. Chłopak w odwecie przyszpilił ją do podłoża, unieruchamiając jej ręce po obu stronach głowy. Teraz to Meg miotała się bezradnie, usiłując pozbyć się krępującego ciężaru. Jednakże nie dostrzegając zbytnich szans, zaprzestała dalszych starań.
- Złaź ze mnie. - fuknęła, przechodząc do ofensywy werbalnej.
- A uspokoiłaś się już?
- Tak
- Na pewno?
- No mówię ze tak! - wierzgnęła nogami.
- Ok. - zszedł z niej, sadowiąc się na swoim poprzednim miejscu.
- To nie fair. - piekliła się, poprawiając potargane włosy - Jesteś facetem, nie miałam szans na zwycięstwo.
- Ostatnio twierdziłaś, że jestem zniewieściały.
- Bo jesteś. - pokazała mu język, przyozdobiony kolczykiem.
- To w takim razie ty jesteś męska.
- Widziałeś kiedyś faceta z takimi cyckami? -spytała, łapiąc się za swój obfity biust.
- Owszem.
- I ty mi mówisz ze nie oglądasz pornoli?
- Kochanie, w zwykłej telewizji też są transwestyci.
- Niech ci będzie. - podniosła się z podłogi i usiadła obok przyjaciela - Gdzie byłeś?
- Co?
- Mówiłeś, że gdzieś byleś, więc pytam.
- Na obrzeżach miasta. - odparł wymijająco.
- Mhm, a dokładniej?
- W sumie to nawet nie wiem. - uświadomił to sobie dopiero, gdy został o to zapytany.
- Samotna podróż?
- Em, powiedzmy.
- No mów. - dziewczyna stawała się coraz bardziej nachalna.
- Oj, Meg, nie ma o czym. - dążył do tego, by zbyć ją jak najszybciej, tymczasem przyjaciółka wypuściła najcięższe działa.
- Masz kogoś?
- Nie. - odparł jak na komendę.
- Czyżby? - przysunęła się bliżej niego, lustrując go badawczym wzrokiem.
- Eh, już nie. - no pięknie, teraz to wyśpiewa wszystko, jak na spowiedzi - Nawet nie wiem, czy mogę powiedzieć, że miałem. - zaśmiał się gorzko.
Jasnowłosa spoważniała 
- Znam go?
- Nie.
- Czyli tak. - stwierdziła - Jest z naszej szkoły?
- Nie. - powtórzył się.
- Z naszego rocznika.
- Halo - pomachał jej ręką przed twarzą - powiedziałem n-i-e.
- A ja mam w zwyczaju ci nie wierzyć, zawsze jak mówisz nie, to masz na myśli tak.
- Wcale nie. - obruszył się.
Dziewczyna popatrzyła na niego z politowaniem.
- No dobra. Jest z naszej szkoły, znasz go tylko z widzenia i nie, nie jest z naszego rocznika. Ubiegając kolejne pytanie, jest starszy i nie, nie powiem ci kto, więc koniec tematu.
- I tak się dowiem.
- Wątpię. - obdarował ją złośliwym uśmieszkiem.
- Mniejsza z tym. - zbyła go - Czemu twierdzisz, że nie wiesz, czy go miałeś?
- Bo wszystko trwało krótko. I jak to on stwierdził: „nie ma żadnego związku”.
- Może nad interpretowałeś?
- Nie.
- To może po prostu nie jest gotów na związek. - podsunęła, zupełnie nieświadomie wspierając Erskine'a - Chce cię, ale się boi.
- Boi. - zadrwił - Po prostu jest dupkiem i chciał przygody.
- Skąd możesz to wiedzieć? Powiedział ci to?
- Nie.
- Więc to bez sensu, spotkaj się z nim i porozmawiaj.
- Nie mam mu nic do powiedzenia. - oznajmił, siląc się na wyprany z emocji ton.
- Ale on może mieć tobie.
- Sorry, ale usłyszałem już wystarczająco, nie chcę dowiadywać się, że byłem tylko tymczasową zabaweczką.
- Zabaweczką? - zrobiła wielkie oczy - Zrobiłeś to?
- Borze sosnowy, a ona tylko o jednym. - wzniósł oczy ku wyimaginowanemu niebu. Jednak sufit milczał.
- No co? Po prostu byłam ciekawa.
- To już? Ciekawość zaspokojona? Nie dostał czego chciał, więc się wypiął.
- Dobierał się do ciebie, zanim ci to powiedział? - przed oczami Lennoxa stanął obrazek jego i Craiga na kanapie. Wyraz twarzy chłopaka mówił wszystko.
- Pieprzony dupek! - dziewczyna zareagowała automatycznie, widząc zbolałą minę przyjaciela.
- Nadal sądzisz ze powinienem z nim porozmawiać?
- Szczerze? Nie mam pojęcia. Kurczę, jaki wieśniak. - złapała się za głowę - Dobra, nie łam się. - przyciągnęła go do siebie i mocno przytuliła - Nie był ciebie wart. Teraz najważniejsze, żebyś nie pokazywał, że cię zranił. - pouczyła go - Poczekaj.
Puściła go i wyszła z pokoju. Po kilkunastu minutach wróciła z dwulitrowym pudełkiem lodów w trzech smakach, dwoma łyżkami stołowymi i jakimiś płytami - Powiadomiłam rodziców, że zostaniesz dość długo, albo nawet do rana.
- I niby na to przystali? - zapytał z niedowierzaniem.
- Owszem, przecież nie puszczę mojego biedactwa w takim stanie do domu. Nawet się poświęcę i obejrzę z tobą coś na miarę twojego spaczonego umysłu. – to mówiąc usiadła obok, wręczając mu płyty, sama natomiast otworzyła pudełko z lodową słodyczą. Przejrzał tytuły, część już oglądał. Pierwsze trzy części "Piły", "Obecność", "Ring", "Las śmierci" i "Dark water".
- Widzę, że musi ci być mnie strasznie żal. - wyszczerzył się niczym małe dziecko obdarowane górą cukierków.
- Owszem, ale jak później przez ciebie nie będę mogła spać, to nie wiem co ci zrobię.
- Kupię ci proszki nasenne.
- Wal się. - wbiła mu łokieć pod żebra. Oboje mieli takie sam stosunek do wszelkiego rodzaju tabletek: brać, jeśli jest już na tyle źle, że bez nich się nie obejdzie.
- No to który chcesz oglądać?
- Najsłabszy.
- To dark water, ale wieje nudą. No oprócz momentu rzygającej windy, co jest przekomiczne.
- Rzygająca winda?
- Tak.
- Ok, może być.
- Ale serio, to jest nudne.
- No i dobrze, na "Piłę" nie licz, bo znów będziesz rechotał „o, patrz, rękę mu ujebało”, więc podziękuję.
- Ale to jest zabawne.
- Nie, wcale nie jest, to jest straszne.
- To po co ją w ogóle przyniosłaś?
- A bo ja wiem, powiedziałam Padre, żeby dał mi kilka horrorów to dał.
- Mhm... to niech będzie "Obecność", tego jeszcze nie oglądałem.
- Nienawidzę cię.
- I tak wiem, że mnie kochasz.
- Włączaj to dziadostwo. - im szybciej zaczną, tym prędzej zakończy się jej trauma.
- Ok. - w podskokach dopadł do odtwarzacza DVD i włączył film. Wracając chciał zgasić światło, lecz Meg skutecznie mu to wyperswadowała:
- Ani. Się. Waż. - wycedziła z łyżką w ustach.
- Ale z włączonym to nie to samo.
- I o to chodzi.
- Przytulę cię, jak będziesz się bała. - zapadła ciemność, a jedynym źródłem światła w pomieszczeniu stał się ekran telewizora.
- Też mi pocieszenie. - rozłożywszy polarowy koc, leżący wcześniej na oparciu kanapy, nakryła ich oboje.
Obejrzeli dwa filmy, podczas których Niall śmiał się jak łysy do grzebienia, ewentualnie komentował, w jaki sposób można by zabić daną zjawę, co nieco rozluźniało Meg. Młody Lennox wyszedł od przyjaciółki dopiero po drugiej,. Na odchodne otrzymawszy jeszcze podarunek świadczący o pokaźnych rozmiarach serca osoby będącej autorką zezwolenia na udział w olimpiadzie.
- Masz jechać i koniec, kropka. Weź się w garść, nie łam się i wygraj. Jak ty nie dasz rady, to nikt nie da. - rzekła, ściskając go mocno i dopiero wtedy wypuściła ze swojego domu na chłodną, jesienną noc.
Uch, nie dość, że w drodze do metra zmarzł to nienawidził poruszać się po Newscastle nocą. Zwłaszcza szybką koleją, autobusy zawsze wydawały się być bardziej przytulne, bezpieczne. No i dojeżdżał nimi prawie pod sam dom, metrem miał zaś jeszcze prawie kilometr piechotą. No ale co poradzić? Do domu trzeba było wrócić. Żywił nadzieję, że przynajmniej nikogo nie spotka po drodze jak i w domu. Tłumaczenie się nie było mu potrzebne do szczęścia. Ku uciesze siedemnastolatka ojca ani widu ani słychu, Ellen także nie zastał.
Wziął szybki prysznic. Znów odcięli ciepłą wodę. Nie ma co, cudowność tego miejsca nie znała granic. Z łazienki wyszedł cały zmarznięty, ale przynajmniej z pustką w głowie. Udał się do swojego pokoju, który zwykł zwać klitką ze względu na jego zaskakująco małą powierzchnię. Ledwie mieściło się tam jednoosobowe łóżko, biurko, krzesło i komoda na ubrania, na której w wieżyczkami poustawiane były podręczniki, zeszyty i wypożyczone książki. Ubrany w koszulkę i bokserki, padł na wysłużone łóżko. Ledwie dotknął głową poduszki, a już spał głębokim snem.

2 komentarze:

  1. Eeeeto,no więc od czego by tu zacząć? Może od tego że strasznie było takiego jakby opisu.... Cały czas myślałam że może w autobusie albo na przystanku spotka swojego szanownego pana od historii ale się zawiodłam :< Nie było go.A pewnie ciekawie by się rozmowa potoczyła. ^^ Ale nie ja wcale nie narzekam podobało mi się szczególnie z tym em zapomniałam słowa... o! Fragmentu z horrorami ^^ No to tyle ode mnie i czekam na kolejne....eh się rozpisałam no to ten ten czekam xd

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajne.. Ale czekam na rozmowe z historykiem. Lubie go. xD Bezwzględu na to co powiedział Niall'owi. Po prostu jest cudowny sam w sobie.
    Wybaczcie :c nie umiem pisać komentarzy. ;33

    OdpowiedzUsuń