niedziela, 16 lutego 2014

Acarsaid Rozdział III

Troszku trzeba było czekać, ale już jest. Mamy nadzieje że będzie się podobał i zachęcamy do pozostawiania komentarzy zarówno tych pochlebnych jak i zgryźliwych.

PS: Odsyłamy do rozdziału 2 który został skorygowany ^^ 


Wychodził właśnie ze sklepu "Sam u Jacka" - nawiasem mówiąc, co za gejowska nazwa - jak zawsze z tymi samymi zakupami: woda mineralna, coś do żarcia, dwie paczki LM'ów mentolowych i duże opakowanie ibuprofenu. Leniwe babsko. Jak zawsze mnie wysyła po te paskudztwa. Ma szczęście, że ekspedientka mnie zna. Grrr, co z tego, że miała ciężką zmianę. Jak tak dalej pójdzie, to nie dożyje nawet trzydziestki. Swoja drogą ciekawe, o której wczoraj wróciła? Spała do dziewiętnastej, więc pewnie późno. Albo i wcześnie, zależy jak na to patrzeć...
- Dobry wieczór. - usłyszawszy za sobą zbyt znajomy głos, który wywołał w nim falę dreszczy, odwrócił się jak na komendę.
Cholera jasna, czy muszę go spotykać nawet w weekend? Jakby szkoła już nie wystarczała. Mniejsza z tym, że przez ostatnie dwa tygodnie rzadziej w niej bywałem. Prawdę powiedziawszy w ogóle nie był obecny.
Otaksował mężczyznę stojącego przed nim podejrzliwym spojrzeniem. Jak zawsze wyglądał zniewalająco. Krótkie, kasztanowe włosy opadały niesforną grzywką - stwarzającej pozory niegrzecznego chłopca - na twarz o kwadratowej szczęce o cienionej cieniem seksownego zarostu i surowych rysach, z której spoglądały z lekka przymrużone kocie oczy; patrząc bezpośrednio w szare tęczówki skryte za prostokątnymi oprawkami okularów, Niall doświadczał nieprzyjemnego uczucia, jakby obnażał się ze wszystkimi osobistymi aspektami życia, łącznie z tymi najpilniej strzeżonymi przed wydobyciem na światło dzienne. Innymi słowy Erskine jednym spojrzeniem nieświadomie usuwał mu stabilny grunt spod nóg w postaci poczucia bezpieczeństwa.
Nie! Niall, ogarnij się!
- Dobry wieczór. - odparł zimnym, wypranym z emocji głosem. Aaww yeah! Pełna kontrola i nerwy na wodzy. Mogę być z siebie dumny.
- Miło cię widzieć po tak długiej rozłące. - znów mówił do niego ze zbytnią poufałością.
Uświadomiwszy to sobie, powrócił do formalnej formy, pozostając przy tym skwapliwie uprzejmym - Cóż. - odchrząknął - Skoro już się ze sobą widzimy, panie Lennox, może potowarzyszył by mi pan podczas zakupów?
- Nie odczuwam takiej potrzeby, a poza tym - uniósł torbę z zakupami - właśnie wyszedłem. - popatrzył na niego jak na kompletnego idiotę - A teraz przepraszam, spieszę się- ruszył z powrotem w swoją stronę.
-Musimy porozmawiać - temu arbitralnemu tonowi nie sposób było odmówić - i to poważnie.
Chłopak nie zatrzymał się, za to nieznacznie zwolnił.
Uh mam przerąbane

~***~

Szli obok siebie, pomiędzy sklepowymi półkami. Niall z miną obrażonego pięciolatka, zaś Craig nią rozbawiony.
- Coś taki skrzywiony? - zdał się na swoją prostolinijność. Już wcześniej doszedł do wniosku, że to w sumie nie ma nic złego w rozmowie z uczniem, poza terenem szkolnej placówki, zwłaszcza że doszło do miej w wyniku najzwyklejszych przypadków - Moje towarzystwo jest aż tak uciążliwa? - spytał z uśmiechem, który otwarcie mówił, iż starszy się z niego naigrywa.
- Nawet nie wiesz jak bardzo. - burknął pod nosem, twarzą zwróconą do półek. Zignorował fakt, iż rozmawia ze starszym od siebie o jakieś dziesięć lat facetem, któremu powinien okazywać szacunek. Sam mu się narzuca, więc niech nie liczy na nie wiadomo co - To o czym chciałeś porozmawiać?
- A jak myślisz, chłopcze? - znaczące spojrzenie oraz brzmienie głosu wyrażało dezaprobatę. Jednakże z obojga można było wywnioskować, że naprawdę się martwi. A może to tylko złudzenie.
- No nie wiem. Olimpiada? - zgadywał. Bo niby o co innego mogłoby chodzić? - Nie zmienię zdania.
- Dlaczego? - zadał kolejne pytanie, jednocześnie chwytając opakowanie cukru. Niedługo zamieni się to w przesłuchanie. Widział, że pytania stawiają chłopaka w trudnym położeniu, mimo to cierpliwie czekał na odpowiedz.
- Mam swoje powody. - odburknął. Przecież ci nie powiem, że to przez ciebie. Że miękną mi kolana, a serce wariuje, gdy tylko cię widzę. Cholera, ile nerwów kosztuje mnie ta rozmowa.
- Jakby ktoś się przejmował twoimi powodami. - prychnął, siląc się na pogardliwy ton. Nie wyszło. Zamiast tego usłyszał we własnym głosie... Żal? Co to ma do cholery znaczyć? - Ja się przejmuję. - szepnął prawie że bezgłośnie. A jednak Niall usłyszał jego wypowiedź. Zatrzymał się gwałtownie, wpatrując w mężczyznę z niemałym zdziwieniem.
Czy ja dobrze usłyszałem? On się o mnie martwi? Nie, Niall. To po prostu nauczycielska troska, ogarnij dupsko. Odchrząknąwszy, ruszył dalej - Nie musi pan, doskonale dam sobie radę bez pańskiej łaski - powiedział chłodno. Mimo wszystko zrobiło mu się przyjemnie, nawet jeżeli nie miał powodów się łudzić.
-Że co? Dzieciaku, ależ ty jesteś irytujący Żaden z moich uczniów nie doczekał jeszcze objawienia mojej łaskawości. I nie doczeka. - wyraźnie zaznaczył, pchając wózek. No właśnie, żaden z uczniów. Tylko czy ty aby na pewno jesteś dla mnie wyłącznie jednym z nich? Ta kwestia dręczyła mężczyznę od pewnego czasu, odbierając rozsądny tok myślenia.
- To w takim razie nie powinno mnie tu być. - warknął - Myśli pan, że nie mam swoich spraw? Powinienem być już w domu i zająć się... sobą. Możemy iść już do kasy? Jakoś nie uśmiecha mi się dalsze tracenie czasu.
- To już twoja sprawa czy powinieneś tu być czy też nie. Ale muszę przyznać, że nasze spotkanie jest mi nawet na rękę. - mówił nieodgadnionym głosem, z twarzy też nie dało rady nic wyczytać. Jakby starto z niej wszelki wyraz mokrą szmatką; był teraz czystą, niezapisaną tablicą.
Dalej kluczyli między regałami. Czyżby podświadomie chciał przeciągnąć czas ich pobytu tutaj? Przecież wszystko po co przyszedł, miał już w wózku. Nieważne. Musi zakończyć wreszcie te głupie gierki. Przez tego szczyla nie może spokojnie zasnąć w nocy.
- Moja? Niby z własnej woli tu przyszedłem?
- Mogłeś się nie zgodzić.
Mogłem się nie zgodzić? Dobre sobie. Trzymajcie mnie, bo zrobię z miejsca go zatłukę. - Dupek. - mruknął pod nosem, ale tak żeby tamten usłyszał.
Zaśmiał się cicho, słysząc obelgę. Nic nie mógł na to poradzić. Gdyby to były inne okoliczności, najpewniej nieźle by się rozeźlił, biorąc słowa Lennoxa za osobistą zniewagę. Zamiast tego śmiał się jak głupi.
- Od dłuższego czasu nikt tak mnie nie rozczulił, wiesz? - instynktownie sięgnął do bujnej czupryny, mierzwiąc ją.
- To już pański problem, że ma pan ubogie życie prywatne. - odtrącił jego dłoń i poprawił włosy. Czuł jak głęboki rumieniec wykwita mu na policzkach. Nie no, czemu? Nienawidzę tych piekielnych rumieńców! Kiedyś wytnę sobie policzki i będzie po kłopocie.
Erskine z miejsca zaprzestał obnoszenia się ze swą radością. W jednej chwili oblicze mężczyzny stało się tak chłodne jak zawsze, zapomniał też o wcześniejszej, a co najważniejsze szczerej uprzejmości. Zastąpiła ją ta wymuszona. - Nie zapominaj się chłopcze. - rzekł, po czym odwróciwszy się na pięcie, udał się w stronę kasy, pozostawiając skonsternowanego Lennoxa samemu sobie. Tamten niebawem dogonił mężczyznę.
- Ja mam się nie zapominać? - fuknął, łapiąc mężczyznę za ramie i zatrzymując go - JA?! Dobre sobie, to pan mnie napastuje, obmacuje, nagabuje i nie chce się ode mnie odpierdolić! - miał w dupie, niech ludzie patrzą. I co, że przeklina do nauczyciela? Świat się nie zawali. Cała ta sytuacja strasznie ciemiężyła na nim, a wszelaki dotyk szarookiego przyprawiał o palpitacje serca. Ja się zapominam?! No, bez jaj. To zdanie wywołało w nim jakiś dziwny gniew.
- W tej chwili raczej wychodzi na moje. - stwierdził, podchodząc do kasy, następnie wypakowując towar na kontuar sklepowy, za którym stała sprzedawczyni.
Zabiję go! Obiecuję, że kiedyś własnoręcznie obedrę go ze skóry! Niall pieklił się wewnętrznie, lecz nic już nie odpowiedział. Craig wyjął ze skórzanego portfela banknot i rzuciwszy go na ladę, wyszedł ze sklepu, nie czekając, aż kobieta wyda reszty, której suma i tak wynosiła kilkanaście pensów. Zabierając ze sobą siatkę oraz upierdliwego małolata na doczepkę, wsiadł do czarnego chevroleta(marka: chevrolet model: impala rocznik:67). Zanim się zorientował ten mały chłystek otwierał już drzwi ze strony pasażera. Nie wiedzieć czemu, zamienili się rolami i to on miał teraz ochotę znaleźć się poza zasięgiem działania małego diabła.
- Pytam pierwszy i ostatni raz: co robisz? - logicznie rzecz biorąc sam za nim ganiał, delikatnie mówiąc, a teraz broni się przed rozmową, jakby od tego zależało jego życie. Nie mógł znieść myśli, ze zamienili się miejscami w taki sposób.
- Zakupy? - mówiąc to, sięgnął po siatkę. Miał już zamknąć drzwi, ale zrezygnował. Nachyliwszy się z powrotem, spojrzał badawczo ma mężczyznę - Nie rozumiem, o co panu chodzi, ale zachowuje się pan gorzej niż baba w ciąży. Tssk, też mi pedagog. -parsknął, głos miał lodowaty, a oczy nawiedziła irytacja.
Naprawdę miał już dość. Życie jakie sobie ułożył, znów zaczynało się walić, wymykać spod kontroli. A on zamiast logicznie podejść do sprawy, całą winę zwalał na tego dzieciaka. Musi coś z tym zrobić, po prostu musi.
Najlepiej powiedz prawdę.
- Słuchaj, młody. - zaczął - Może masz rację.
- O, wreszcie ktoś przejrzał na oczy. - zadrwił. Na zewnątrz panował chłód wspomagany przez wiatr. Chłopak zdecydował się wsiąść do auta, żeby nie marznąć.
- Rzeczywiście mógłbym uchodzić za nieco rozstrojonego, jak to ująłeś. - przyznał Erskine, przywdziewając dobrą minę do złej gry. Nie wiedzieć czemu jego położenie rozbawiło go. Uniósłszy nieznacznie kąciki ust, mówił dalej. - Już sam fakt przyznania ci racji tego dowodzi. Ale mniejsza z tym. - oparł się wygodniej o siedzenie - Chciałem wyjaśnić pewne kwestie, a teraz nawet nie wiem od czego zacząć.
- Jeśli chodzi o konkurs, to się zastanowię, a o moje niechodzenie do szkoły też nie ma się pan co martwić.
Niech mu będzie. Przemyślę sprawę z tym beznadziejnym konkursem. Może wtedy da mi święty spokój.
- Nie ma się nad czym zastanawiać. - odparł - Co do twojego udziału, mówiłem im wszystkim, ze to najgorsza z możliwych idei. Twoja nieobecność w szkole też mnie już nie martwi. To, co robisz ze swoją edukacją jest twoim wyborem i zależy tylko i wyłącznie od ciebie. Aczkolwiek żaden z tych tematów nie jest tym najważniejszym.
Emm, że co? Chyba jestem głupi. W takim razie o co mu chodzi? Był pewien, że zaraz zacznie się kolejna z rozmów w stylu "Masz chodzić do szkoły, bo bla bla bla..."
- Więc o co chodzi?
- Przejedziemy się?
Że co proszę? Przejechać? Z tobą? No chyba nie!
- Ok. - przystał na propozycję wbrew zdrowemu rozsądkowi. Co ze mną nie tak?!
Craig odpalił silnik i Impala ruszyła z charakterystycznym dla siebie mruczeniem.
Jechali jakieś dziesięć minut w ciszy, aż Erskine zjechał w boczną ciemną drogą. Okeeej, to nie wróży to nic dobrego. Ale błagam, niech nie będzie pedofilem-psychopatą, bo naprawdę nie umiem biegać.
Zatrzymał samochód przy samej rzece. Przekręcił kluczyk w stacyjce, zaciągnął hamulec ręczny, wziął głęboki oddech i popatrzył na młodszego. Chwilę się w niego wpatrywał, w końcu przetarł twarz dłońmi i wysiadł. Dla Nialla jego zachowanie było co najmniej dziwne. Nieco obawiał się, co może się wydarzyć, jeśli wysiądzie, ale mimo to wyszedł z auta. Podszedł do Craiga i tak jak on przysiadł na masce wozu.
- Myślę... że dzieje się coś dziwnego. - oznajmił po dłuższym okresie milczenia. Niall nie ponaglał go, sam bowiem był nie mniej zestresowany od dwudziestosiedmiolatka.
Gdy nie doczekał się odpowiedzi, westchnął ciężko. Woli już mieć to za sobą. - Chyba jesteś mi bliższy, niżbym chciał.
Oczy rudowłosego zrobiły się wielkie i okrągłe jak dwa talerze, serce na chwilę zaprzestało działalności.
- S-słucham? - spytał niepewnie. Nie wiedział, czy się przypadkiem nie przesłyszał.
- Nie będę się powtarzał. – syknął, broniąc się. Uraziło go niedowierzanie chłopaka. On się przed niem otwiera, jak ten idiota, a on co?
- Bezduszny dupek. - odwrócił twarz w drugą stronę - Nie pogrywaj sobie tak z moimi uczuciami. - warknął, zaciskając dłonie w pięści i chowając ból za złością.
Co za cham. Mówi coś takiego i po co. Zwodzi mnie, sprawdza... Chwila. Czy ja właśnie powiedziałem o uczuciach? Cholera jasna!
- Kto tu z kim pogrywa?! - chwycił go za nadgarstek, stając przed nim. Stało się to, czego obawiał się przez ostatnie dni - wybuchł, odkrywając sekrety kotłujące się w jego wnętrzu. Sekrety dotyczące Nialla. Przecież nie powie mu o swojej chcicy, jaką obudziło nieustanne myślenie o nim, co samo w sobie było absurdalne - Jeśli myślisz, że zadawałbym sobie tyle trudu, żeby z ciebie zażartować - mówił twardo, ich oblicza dzieliły centymetry, oddechy mieszały się - to się mylisz.- ostatnie zdanie wypowiedział już łagodnie, nawet rysy twarzy złagodniały.
Serce Lennoxa nie wiedziało, czy wyskoczyć z piersi, czy się zatrzymać. Z rozszerzonych oczu wypłynęła łza. Nie miał pojęcia, co robić, bliskość i zapach mężczyzny sprawiły, że zaczęło wirować mu w głowie, zaś mętlik w niej panujący nie pomagał mu w doprowadzeniu się do względnego porządku.
- No... No weźże się w garść, chłopcze. - szturchnął go lekko ramieniem, zakłopotany faktem, iż doprowadził chłopaka do płaczu. Chciał się odsunąć, zdystansować się - co utożsamiał z bezpieczeństwem - jednak coś mu na to nie pozwalało. Choć rozum wyraźnie krzyczał, głos duszy skutecznie zagłuszał wewnętrzne protesty.
- Przepraszam. - pociągnął nosem.
- słucham? - spytał zdziwiony.
- Nie będę się powtarzał. - powtórzył wbrew logice, kopiując wcześniejsze słowa.
- Och, zamilcz wreszcie. - to mówiąc, zamknął jego usta swoimi. Naparł na niego swoim ciałem, znacznie silniejszym od szczupłej postaci nastolatka. Przygniótłszy go do maski samochodu, ani na chwilę nie puszczając drobnej dłoni, z którą przed momentem spotkała się jego własna, całował do utraty tchu.
W szoku rozchylił usta, mężczyzna wykorzystał to, wdzierając się w nie. Językiem badał ich wnętrze, zachęcał do współdziałania. Tak czy owak młodszy pozostawał bierny wobec swojego pierwszego pocałunku.
Cholera, pierwszy raz oddaję Craigowi Erskinowi. Obiektowi moich rocznych westchnień. I tym razem to prawda. To dzieje się naprawdę. On mnie całuje! O borze sosnowy, marzenia się spełniają!! Wolną dłoń zacisnął na koszuli mężczyzny, co było możliwe dzięki rozpiętemu prochowcowi.
Dopiero gdy oderwał się od soczystych warg, zdał sobie sprawę z powagi swego czynu. Spojrzał w tabaczkowe tęczówki, patrzące z rozmarzeniem w przestrzeń. Otworzył usta, chcąc coś powiedzieć, cokolwiek, nie wiedział jednak co powiedzieć, podobnie zresztą jak i Lennox. Stali tak, wpatrując się w siebie, obaj zszokowani przebiegiem wydarzeń.
- To... to był mój pierwszy pocałunek. - wyznał w końcu Niall, przełamując tym gęstniejącą ciszę. Niby po co to powiedział? Może chciał się usprawiedliwić?
- Pierwszy i nie ostatni z mojej strony, zapewniam. - zripostował mu basowym pomrukiem.
W co ty się pakujesz, idioto?!
Wtulił się w jego tors, kryjąc tym samym pogłębiający się rumieniec.
- To sen prawda? Zaraz znowu obudzę się na historii? - myśl wymsknęła się sama z pomocą szeptu.
- Słucham? - nagle stracił rezon. Niewidzialne trybiki w głowie zaczęły się obracać, szybko składając elementy układanki w całość - Jaki znów sen? - zadał pytanie bez potrzeby. Już chyba orientował się w miarę, o co biega. Chciał to po prostu usłyszeć.
- Nieważne. - poczuł, jak robi się już purpurowy.
Piekielne rumieńce. Ugh, jak ja ich nienawidzę!
- Wszystko jest ważne, jeśli dotyczy ciebie. - zmusił go do oderwania głowy od swej klatki piersiowej. Sam nawet nie podejrzewał się o tak płytkie odzywki. Czasy miłostek dawno minęły, a on co? Dogadza sobie ze smarkaczem, jakby sam był jednym z nich. Mimo wewnętrznej niechęci i nakazów, nadal nie wypuszczał Nialla ze swych objęć.
- Umm... No bo... Nie każ mi tego mówić! - odwrócił wzrok, było mu wstyd, w dodatku sam się w to wpakował.
- Nie musisz nic mówić. - odparł z łobuzerskim błyskiem w oku. Uśmiech wyrażał głęboką satysfakcję - I tak już wiem. - szepnął mu do ucha.
Chyba już bardziej czerwonym być nie można.
Że co? Że jak? Wiedział? Od kiedy? Jak...? Miał w głowie tyle pytań, ale zamiast nimi sypać, po prostu wczepił się w niego sobą jeszcze mocniej.
- Co teraz będzie? - spytał.
Co powinniśmy zrobić? Co ja powinienem zrobić? Przecież obaj jesteśmy mężczyznami. Niby od dawna dla mnie to nie problem, ale dla reszty świata... Poza tym, jest ode mnie starszy o jakieś dziesięć lat! I jest moim nauczycielem. A co jak mu się odwidzi? Albo chce się zabawić?
- Nie wiem. - westchnął, ściskając go tak mocno, jakby bał się, że może zaraz uciec. Stali tak wtuleni w siebie, sami nie wiedzieli ile. Koniec końców Niallowi zaczęła dawać się we znaki niska temperatura.
- Zimno mi, wracajmy. - poprosił. Nie jego wina, że był ciepłolubny.
- Ach, jasne. - był zły na siebie, że sam o tym nie pomyślał. - Do samochodu, w te pędy. - z rozpędu klepnął go lekko w tyłek.
Zaśmiał się cicho, ale posłusznie wsiadł. Nadal w to nie wierzył. I jeszcze ta diametralna zmiana w zachowaniu Erskina. Jakby ktoś odwrócił człowieka o sto osiemdziesiąt stopni.
- Dobrze, następnym razem będę bardziej marudny.
Odpalił auto ruszyło z miejsca. Jechali dłuższy czas w milczeniu.
- Podaj mi adres. - odezwał się nagle.
- Hm? Jaki adres?
- Twojego domu.
- A... Odwieź mnie pod sklep.
- Pod sklep?
- No tak, co w tym dziwnego?
- Nic, nic. Jak chcesz. - nie oponował, odwiózł go tam, gdzie zostało powiedziane.
Po kilku kolejnych minutach zajechali na parking sklepowy.
-Dobranoc. - Niall chciał już wysiąść, ale Craig zatrzymał go, łapiąc za dłoń. Przysunął się i złożył czuły pocałunek na czole rudowłosego.
- Dobranoc. - wymruczał i dopiero wtedy się odsunął. Widząc wyraźnie pąs na policzkach, uśmiechnął się. Jeden dzień i wszystko się zmieniło, a pewne rzeczy stały się jasne jak nigdy. Cieszyło go, że młodzieniec tak na niego reaguje. Zaś Nialla to irytowało, ile by oddał, żeby przestać się rumienić. Zdążył pozbyć się różu z polików, a on znów je na nie wprowadził. Odpowiadając mu uśmiechem, wysiadł z Impali i ruszył w swoim kierunku. 

sobota, 1 lutego 2014

Acarsaid Rozdział II

Dziękujemy za wszystkie komentarze, naprawdę motywują do dalszej pracy. Zachęcamy też do pozostawienia kolejnych i życzymy miłej lektury 

PS:Rozdział został ponownie dodany ponieważ okazało się że nie dodała nam się spora część opowiadania. Tak więc zachęcamy do ponownego przeczytania i przepraszamy za problemy


Było jakieś pięć minut po dzwonku, korytarze opustoszały. Jego pierwszą lekcją była historia, więc nie spieszył się zbytnio, bo niby i po co. Nie zawracając sobie głowy pukaniem, otworzył drzwi do sali, czym przeszkodził nauczycielowi w sprawdzaniu listy obecności.
- Dobry. - rzucił tylko. Nie zważając na nic, skierował się w stronę swojego stałego miejsca, w ostatniej ławce od okna.
- Dzień dobry. - odezwał się sucho nauczyciel.
Czemu kolejny wybryk go nie zdziwił? Młody Lennox - urodzony terrorysta - znów jednym ruchem przeprowadził zgrabny atak na jego psychikę. Nie dał się jednak wprowadzić z równowagi, zamiast tego odezwał się wyważonym tonem:
- Może pan nie siadać, panie Lennox. Zapraszam do mnie.
- Och, z wielką przyjemnością. - odparł z uśmiechem. Podszedł do biurka i oparł się o nie nonszalancko, zwracając się tym samym bokiem do klasy.
- Otóż, moi mili państwo, mam zaszczyt ogłosić - wilczy uśmieszek igrał na jego twarzy - że wasz drogi kolega będzie miał okazję reprezentować naszą szkołę w olimpiadzie międzyszkolnej. Oczywiście przedmiotem doń należącym będzie historia. Gratuluję panie Lennox.
Młodzieniec zakrztusił się powietrzem i spojrzał zdziwiony na nauczyciela nieco rozbawiony.
-I co, to wszystko? Hahaha to moja kara za psucie pańskiej krwi? Tsss niesamowite
- Nie. - spojrzał nań nader poważnie. Na tyle poważnie, że młody przygasł nieco - Wręcz przeciwnie. To nagroda za wyjątkowy poziom pańskiej wiedzy. Miejmy nadzieję, że dobrze ją pan wykorzysta. Ponadto umywam ręce od pańskiego udziału w tymże przedsięwzięciu. Byłoby o wiele lepiej, gdyby pan nie pojechał, panie Lennox. Byłby chociaż święty spokój. A tak będę musiał się z panem męczyć. Cóż - westchnął. - To nie ja decydowałem.
Owszem, nie on decydował. Jedynie wysunął propozycję jego kandydatury. Lecz chłopak nie musiał o tym wiedzieć.
- Prawie mi przykro. - uśmiechnął się wrednie.
- A mi wcale. Co więcej - zawiesił głos - Co więcej, zapowiada się ciekawy wyjazd.
- Nie wątpię - poprawił włosy wpadające mu do oczu - Ok, to mogę już iść do ławki, czy chce mnie pan zostawić przy sobie do końca lekcji? - spytał niby obojętnie, ale zapach mężczyzny sprawił, że zaczęło mu się kręcić w głowie
- Owszem. W ramach małego przygotowania do olimpiady darujemy sobie twój referat. - zaczął. Chłopak wyglądał na zdziwionego. O tak, kochał takie chwile. Niech myśli, że jest bezpieczny. A zaraz wyskoczy prawdziwy diabeł z pudełka - W zamian za to i ja sobie trochę odpocznę - poprawił sobie okulary na nosie, po czym przysiadł na krześle. Lennox patrzył nań zdezorientowany - Poprowadzisz dzisiejszą lekcję. - oznajmił tonem, jakby takie rzeczy działy się na co dzień.
Przez całą rozległy się szmery, szepty, pomrukiwania. Craig Erskine nigdy nie oddałby nikomu żadnej ze swoich lekcji. Tym bardziej zwykłemu uczniowi, a już z całą pewnością nie Niallowi Lennoxowi.
- Czas ucieka, panie Lennox. - nawet nie zaszczycił go spojrzeniem - Niech nie każe pan czekać uczniom. To ostatni temat przed sprawdzianem, proszę się więc przyłożyć.
- Eeech - westchnął ciężko, położył swoją torbę na biurku nauczyciela, wyciągnął podręcznik, omiótł wzrokiem temat, po czym zwrócił się do klasy - Dobra, miejmy to za sobą - westchnąwszy ponownie, zaczął prowadzić lekcję, nie zwracając uwagi na nauczyciela, do którego odwrócił się tyłem, opierając się o jego biurko.
Z początku nauczyciel śledził uważnie każde jego słowo. W pewnym momencie, nie wiedzieć czemu, zawiesił wzrok na biodrach chłopaka, zgrabnie wyeksponowanych przez ciasne rurki w grafitowym odcieniu. Może to dlatego, że miał je w zasięgu ręki, jako że nastolatek stał odwrócony doń tyłem, a może dlatego, że zwyczajnie miał ochotę na nie patrzeć.
Krągłe, kształtne i kuszące... Czekaj, opanuj się żesz, Craig. O czym ty w ogóle myślisz?
Mężczyzna momentalnie odwrócił wzrok, utkwiwszy go w czymś znacznie "ciekawszym", mianowicie we własnym terminarzu. Otworzył go i zaczął kartkować. Chwycił swoje zielone pióro, wzrokiem odnalazł dobrze znane mu nazwisko, po czym w jednym z wolnych okienek nakreślił przejrzysty zawijas.
Miał wrażenie, że szóstka uśmiechała się do niego drwiąco. Nawet nie minęło dziesięć minut, odkąd tamten zaczął na nią pracować.
Zadzwonił dzwonek, co przyjął z ulgą. Zamknął książkę i odwrócił się do niego przodem - Jest pan zadowolony? - nie ukrywał pretensji w głosie.
- Przykro mi to mówić, ale po panu spodziewałem się czegoś więcej. Trochę ambicji, chłopcze - odpowiadał wyrzutami na wyrzuty - Mimo wszystko, było całkiem przyzwoicie - uśmiechnął się bardziej do siebie niż do niego.
Pochwała z ust pana Earskina to nie byle co, więc bądź wdzięczny, dodał w myślach.
- Przyzwoicie - parsknął, po chwili zamyślenia dodał - Kiedy ta olimpiada?
- Lepiej zawczasu rozpocznij przygotowania - ostrzegł go charakterystycznym dla siebie tonem - Pierwszy etap eliminacji odbywa się już za dwa tygodnie.
- Nie pytam się, żeby wiedzieć, ile mam czasu na przygotowania. Robię to, bo nie wiem, czy w ogóle pasuje mi branie udziału w tych ceregielach. - odparł z nutą oburzenia w głosie.
- Że słucham? - sam udał oburzonego. Mimo iż szczyl denerwował go jak nikt inny, musiał przyznać, że ostatnimi czasy bawił się całkiem dobrze. Niall Lennox, choć irytujący, dostarczał niemałej rozrywki. Zwłaszcza, gdy dogryzali sobie nawzajem - Myślałem, że nie przepuścisz sobie okazji do wnerwienia swojego ulubionego nauczyciela. - w tym momencie dotarło do niego coś istotnego. Zwrócił się do chłopaka na ty. Po raz pierwszy do jakiegokolwiek ucznia.
Chłopakowi to nie umknęło
- Czyżbyśmy przeszli na stopę koleżeńską? - spytał ironicznie, ale serce zabiło mocniej - A jeśli chodzi o olimpiadę, to się zastanowię, kusząca propozycja: cały dzień grania na pańskich nerwach - westchnął rozmarzony - A z drugiej strony zostawić tak pana w ostatniej chwili, już widzę, jak się pan piekli, stoję przed trudną decyzją - udał zmartwionego.
- Nie muszę się martwić o tę kwestię, na twoje miejsce zawsze znajdzie się ochotnik - nie dał się zbić z pantałyku - Martwią mnie raczej twoje zapędy.
- Moje zapędy? - był zdziwiony - Nie moja wina, że pan wygląda tak uroczo, gdy jest wkurzony, albo nie wie, co mi odpowiedzieć... -
czekaj, czekaj. Czy ja właśnie powiedziałem uroczy? O kurwa, nie, nie, nie! Matko, nie mogłem raz w życiu ugryźć się w język?!? Poczuł, jak policzki robią się różowe, w głowie szukał jakiegoś wyjścia z sytuacji. Odwrócił wzrok gdzieś w bok - Obaj wiemy, że jeśli ktoś z tej szkoły może wygrać tę olimpiadę, to tylko ja. - odwrócił się do niego plecami i ruszył w stronę wyjścia.
Tym razem go nie zatrzymywał. Był zbyt zdziwiony. Zdziwiony? Ha, to mało powiedziane. Został uziemiony przez głupiego dzieciaka.
Uroczy, dobre sobie. Znowu się z niego nagrywał. Najgorszym było jednak, że przez pierwszych dziesięć sekund od usłyszenia owych słów, zdecydowanie mu się to podobało. O dziesięć sekund za długo.
Mknął przez korytarz nie zwracając uwagi na otaczający go świat. Co ja w ogóle palnąłem?! Przecież to nauczyciel! Co on sobie o mnie pomyśli? Gorzej, przecież może się nawet czegoś domyśleć! Cholera jasna, jestem skończonym kretynem!!

~***~

- Dobra gadaj. - Meg usiadła obok chłopaka na parapecie, klepiąc się po udach. Mieli przerwę dziesięciominutową między drugą a trzecią lekcją.
- Co? - spytał nierozumnie wyrwany z zadumy.
- Co odwaliłeś?
- Nic.
- Kochanie, wiem kiedy coś cię trapi. - trąciła jego bok swoim ramieniem w zachęcającym geście.
- Nic mnie nie trapi. - dalej uparcie zaprzeczał.
- Nie znamy się od wczoraj. Jesteś zbyt milczący, poza tym zniknąłeś w środę i nie dawałeś znaku życia, a gdybyś był chory, to odezwałbyś się choćby po lekcje.
- Eeeech, za jakie grzechy musisz mnie znać?
- A czy to moja wina?
- A co, moja?
- Tak.
- Fakt.
- No to mów.
- No nic nie odwaliłem. - widząc pełne politowania spojrzenie, westchnął i zmusił się do kontynuowania - Po prostu powiedziałem coś głupiego i mi teraz... - nie mógł znaleźć na to słów - jakoś tak dziwnie.
- Niall żałuje tego, co powiedział? - zapytała autentycznie zdziwiona - Nie no, nie wierzę.
- To uwierz.
- A co żeś palnął?
- Nie musisz wiedzieć.
- Owszem - uśmiechnęła się przebiegle - Ale chcę.
- Ale ja nie. - pokazał jej język.
- Chowaj ozora. - wyciągnęła rękę, jakby chciała zań złapać, więc automatycznie go schował.
- Tsssk. - w tym momencie zadzwonił dzwonek, a chłopak nieco rozluźniony mógł spokojnie iść na przedmiot raczej nie idący w parze z dobrą kondycją psychiczną, czyli historię.
- Wiesz, że ci nie daruję?
- A mi to wisi.
Ruszyli w stronę sali, którą już po chwili otwierał Erskine. Na jego widok Niallowi zrzedła mina i ponownie poczuł znajomy ucisk w brzuchu. Przemknął obok nauczyciela, unikając przenikliwego spojrzenia i pomknął do swojej najulubieńszej ostatniej ławki, gdzie rozpakowawszy się. Od razu skierował swą uwagę na widok za oknem, byleby tylko nie patrzeć na profesora i nie pobudzać tym kosmatych myśli.
- Panie Lennox! Mógłby się pan skupić na lekcji? Nie chcę znów okazywać swych niekompetencji i wysługiwać się panem. - nauczyciel przerwał jego kontemplacje, widząc że młodzieniec kompletnie ignoruje wykład.
- Tiaa. - rzucił mu przelotne spojrzenie, aby po chwili zająć się jakże artystyczną twórczością, zdobiąc marginesy zeszytu kaktusami.
Craig już miał przemówić dzieciakowi do rozsądku, kiedy wewnętrzny głos kazał mu zaprzestać. Chłopak był dzisiaj jakiś nieswój, wyjątkowo cichy. Za cichy. Ciekawe, czemu nie było go w zeszłym tygodniu. Może był chory...? Przemyślenia godne Erskine'a, nie ma co. Zajmij się sobą, ganił się wewnętrznie.
Lekcja minęła Niallowi na bazgroleniu, powtarzaniu wiersza na angielski i wszystkim innym, ażeby tylko pozbyć się mężczyzny ze swojego umysłu. Minuty ciągnęły się w nieskończoność, gdy nareszcie rozbrzmiał upragniony dźwięk dzwonka. Zebrał swoje rzeczy i szybkim krokiem skierował się do wyjścia.
- Panie Lennox, proszę poczekać.
Zatrzymał się wpół kroku, nabrał haust powietrza w płuca i odwrócił w stronę nauczyciela. Czuł, jak zaczynają pocić mu się dłonie ze zdenerwowania. Niall, ogarnij się, co się z tobą dzieje?!
Zerkając gdzieś w bok, czekał niczym skazaniec na wykonanie wyroku, aż sala opustoszeje, a tamten zacznie mówić.
Zbliżył się doń bardzo powoli, jakby ostrożność mogła mu w czymś pomóc, co oczywiście było nic nieznaczącym złudzeniem - Lennox - odezwał się stanowczo - Gadaj.
- C-co? - zająknął się i mimowolnie cofając o krok.
- Co ci jest? - zapytał Erskine - Dlaczego wróciłeś do szkoły, skoro jesteś chory? Powinieneś się kurować, dopóki całkiem nie wydobrzejesz. - wykonał krok ku niemu. Wyciągnąwszy dłoń przed siebie, przyłożył ją do gorącego czoła chłopaka. - Ty masz gorączkę. - stwierdził rozeźlony.
Gorączkę? Jaką gorączkę? Raczej płonie ze wstydu. Ale dobrze, bardzo dobrze. Myśl sobie, że to efekt choroby.
- Ech, co ja z tobą mam. Idziemy do pielęgniarki.
- A-Ale nic mi nie jest... - poczuł, jak jego policzki robią się czerwone pod wpływem zaciśniętej na jego nadgarstku dłoni mężczyzny.
- Bez dyskusji. - niemalże ciągnął go przez korytarz. Nie myślał o dziwnych spojrzeniach ludzi; zdążył przywyknąć. Ale nawet w tej chwili nie to było powodem tej nieuwagi. Jej wynikiem było bowiem zajęcie się kimś zupełnie innym, niż on sam.
Gdy dotarli do gabinetu pielęgniarki okazało się ze, że pani Goodard jest nieobecna. Na drzwiach wisiała karteczka o treści: "Zaraz wracam, całuski <3". Cała ona. Beztroska i nieodpowiedzialna. Takich ludzi otwarcie nie tolerował. Mimo nieobecności Karen, nie wahał się ująć klamki. Nacisnął na nią. Było otwarte.
- Tak jak przypuszczałem. Chodź. - zwrócił się do chłopaka. Weszli do pomieszczenia, które mimo pewnej sterylności, było dość przytulne.
Craig przejrzał oszkloną szafkę z lekami. Na jednej z półek spostrzegł ten właściwy, który jak sądził, był potrzebny Niallowi w danym momencie. Wyrzuciwszy z opakowania jedna pastylkę na swoją dłoń, podał ja młodszemu.
- Trzymaj. Masz tu też wodę. - przyjął od niego plastikowy kubek z napitkiem.
- Ale ja... - spuścił wzrok zrezygnowany westchnął i połknął pastylkę. Ech, lepiej wziąć co dają, byleby się nie tłumaczyć. Szczerze nie znosił brać żadnych tabletek, ale tym razem sytuacja tego wymagała.
- Co ty?
- Nic
- Nie nicuj mi tu, tylko kładź się. - rozkazał bezwzględnym tonem.
- Słucham? - oczy o mało nie wyszły mu z orbit, kiedy wyobraźnia zabłądziła na stanowczo niewłaściwy tor.
- Dobrze ci zrobi, jak odpoczniesz.
- Umm, ok. - gdy dotarło do niego, że błędnie zinterpretował jego słowa, natychmiast poczuł, jak gorąco napływa mu kolejnymi falami na policzki. Grzecznie ułożył się na leżance.
W gabinecie zapadła grobowa cisza. Czy Craigowi tylko się zdawało, iż najgłośniejszym brzmieniem w pomieszczeniu, stało się brzęczenie muchy, walczącej zaciekle z niewidzialną przeszkodą w postaci szyby?
Niall postrzegał ten moment zupełnie inaczej. Serce waliło mu w piersi jak oszalałe. Błagał w myślach los o to, aby kasztanowowłosy nie usłyszał jego łomotania, co zdaniem młodzieńca graniczyło z cudem.
Niall, ogarnij się! Gdzie twoja maska aroganta? No tak, zniknęła w momencie, gdy zostałem z nim sam na sam. I to tak blisko.
Swoją drogą to przeciągające się milczenie było przytłaczające dla nich obu. Zaraz, od kiedy właściwie to im przeszkadzało?
- Będzie pan tak stał i się na mnie gapił? - Lennox pierwszy nie wytrzymał, wzrok nauczyciela, który go krępował.
- Yhm, Racja. Usiądę sobie. - jak powiedział, tak też uczynił - Nie przejmuj się, zostanę z tobą, dopóki nie wróci pani Goodard. Mam teraz okienko.
- Nie musi pan, nic mi nie jest -powiedział, na powrót siadając - Lepiej niech zwolni mnie pan do domu. - w głosie można było dostrzec nutkę powątpiewającej nadziei. Craig wychwycił ją oraz coś jeszcze, co kazało mu stanąć nad Lennoxem raz jeszcze. Musiał się tylko upewnić.
- Co powiedziałeś?
- Żeby mnie pan zwolnił do domu? - nie rozumiał, o co mu chodzi.
- Ty się mnie boisz? - odpowiedział pytaniem na pytanie, w dodatku niemającym nic wspólnego z uprzednią wypowiedzią Nialla.
- Oczywiście, że nie. - uczeń użył oburzonego tonu, ale odwrócił głowę w druga stronę, co wcale nie pomogło potwierdzić wypowiedzianych słów.
Craig przysiadł obok niego na samiuteńkiej krawędzi, a i tak tamten wzdrygnął się niespokojnie.
- Mniejsza z tym. Ale nie musisz się mnie bać. Naprawdę. - teraz mówił szczerze. Uczniowie nie powinni odczuwać wobec jego osoby lęku, lecz go szanować. Tego ze strony Lennoxa zapewne nigdy się nie doczeka.
- To nie tak... Ech, to zwolni mnie pan? - chciał stamtąd uciec jak najszybciej i jak najdalej się da.
- Przykro mi. - wcale nie było mu przykro. Ani trochę. Chciał z nim pobyć. Z tym innym Lennoxem, jaki dopiero co się przed nim objawił. - Niestety nie mam takich kwalifikacji. - w jego głos zakradła się jakaś podejrzana nuta.
Spiął się na całym ciele słysząc coś dziwnego w głosie mężczyzny. Było to co najmniej niepokojące.
Czy on wie? Wie ze się w nim podkochuję? O matko, błagam, niech on nie mówi o tym, o czym myślę! Pod wpływem natłoku myśli zapomniał, jak się oddycha, a serce urządziło sobie przystanek, zatrzymując się na dosłownie ułamek sekundy. Nie, to niemożliwe, żeby wiedział. Uspokój się, Niall. Głęboki wdech i 'run run for your life'.
Jak pomyślał tak też zrobił. Opuścił zajmowane miejsce i zarzucił torbę na ramię - Przepraszam, zaraz będzie dzwonek, muszę iść na lekcję. - skierował się do drzwi, choć tak naprawdę nie był pewien, ile czasu pozostało. Zwyczajnie się bał i chciał uciec, jakby swoją obecnością Erskine mógł wyrządzić mu jakąś krzywdę.
- Nigdzie nie wyjdziesz. -
Tak w ogóle, to kiedy przestałem zwracać się do niego po nazwisku? - Do dzwonka jeszcze daleko -odpychając od siebie mało istotne przemyślenia, stanął w przejściu, blokując je. Tym samym Niall, który był już o krok od przekroczenia progu, zamiast na korytarz, wszedł prosto na niego. Ściślej mówiąc na jego tors.
Do nozdrzy wpadł mu ogłupiający zapach mężczyzny, taki pociągający. I jeszcze to ciepło. Czując je w zasięgu swojego ciała, odskoczył jak oparzony.
- Wypuść mnie. - powiedział słabo, nie bawiąc się już nawet w zwracanie na per pan.
- A jeśli nie? - tembr niskiego, nieco zachrypniętego głosu był elektryzujący, wręcz przyprawiał o dreszcze.
- Czemu nie chcesz mnie wypuścić? Nie rozumiesz, że chcę stąd wyjść?! - podniósł głos. Nie wiedział co robić, panikował. Maska jakiegokolwiek opanowania skruszyła się do końca.
Craig zaś wiele sobie z tego nie robiąc, postąpił krok naprzód. Tamten zaś cofnął się. Podobny wzorzec powtórzył się jeszcze kilka razy, dopóki nie uwięził go między ścianą a swoim ciałem.
- Po co? Dlaczego? - do oczu nastolatka napłynęły dokuczliwe łzy, mimo to starał się trzymać dzielnie. Wzrok utkwił gdzieś w kafelkowanej podłodze.
Czemu nie umiem zachowywać się normalnie? Kurwa mać wypuść mnie! On jest głupi czy chory? A może to po prostu pieprzony sadysta? Cholera, Niall, zbierz się do kupy, panika w niczym nie pomoże! Gdyby jeszcze to było takie proste...
- Sam nie wiem. - Craig przyznał mu się bez bicia, uśmiechając się przy tym łagodnie.
Jego zachowanie kompletnie zbiło młodzieńca z tropu, już nawet nie wiedział jak interpretować jego słowa. Jedyne co mu pozostało to oczekiwanie na przebieg wydarzeń i niezbyt wyrównana walka ze łzami. Niestety mimo prób powstrzymania ich, jedna słona kropla wymknęła się i spłynęła po jasnym, lekko zaróżowionym policzku.
- Ciii - machinalnie wyciągnął dłoń i otarł perlistą łzę ze spąsowiałego policzka - Nie ma nad czym płakać. - Jego skóra... Była taka delikatna w dotyku. Westchnął cicho, delektując się jej aksamitnością.
Młodszy zwrócił w jego stronę mokre oczy, wpatrując się głęboko w szare tęczówki. Szukał w nich czegoś, sam nie do końca wiedział czego, może jakiegoś zapewnienia? To wszystko jest takie dziwne, jak iluzja.
Nie chcę, żeby to był sen. Myślał nastolatek. Chcę, żeby to była prawda. Bez żadnych nadinterpretacji.
Gdzieś w umyśle Craiga biły dzwony, miliony dzwonów, na alarm.
Przestań, powtarzał sobie w myślach jak mantrę. Na nic jednak zdawało się wewnętrzne strofowanie, gdy stało przed nim uosobienie czystej niewinności. W innej sytuacji nawet nie przyszłoby mu do głowy, że kogoś takiego jak Lennoxa, określi tymże mianem. Ta czystość piekielnie kusiła.

Muszę to skończyć. W ogóle co ja wyprawiam? Niall, uspokój się, przecież to nie ma sensu, na pewno wszystko źle widzę. Gdyby nawet coś z tego było, to zostanę jedynie wykorzystany i będę cierpiał.
Nie chciał tego choć w tej jednej sferze swojej marnej egzystencji.
Nie, nie myśl o tym. Odsunął dłoń mężczyzny od swojego policzka
- Naprawdę muszę już iść. - powiedział ze stanowczością, zebrawszy na nią resztkę sił. Zgrabnym ruchem wyminął mężczyznę.
- Czekaj no. - zawoławszy za nim, chwycił jego rękę, zatrzymując go - Nie możesz wyjść stąd... w takim stanie. - czyżby wstydził się tego, że doprowadził chłopca do płaczu? A skąd, zwyczajnie szkoda mu było dzieciaka. Tak, wmawiaj to sobie, wmawiaj. Wyjął z kieszeni marynarki jedwabną chusteczkę i podał ją nastolatkowi, który przyjął ją bez gadania. Była biała, miękka i pachnąca, ozdobiona starannymi haftowanymi inicjałami.
M. E. W.
Odepchnął swoje myśli o tym, kim mógł czy też raczej mogła być dla Craiga tajemnicza nosicielka owych znaków.
- Dziękuję. - mruknął tylko, otarł oczy, po czym wyszedł z gabinetu w te pędy. Na korytarzu minął pielęgniarkę, która coś do niego mówiła, ale on już nie słuchał. Nikogo nie słuchał. Tak samo woźnej krzyczącej na niego, że nie zmienił butów i że wychodzi w środku lekcji. Ją również zignorował, pędząc naprzód w tylko sobie znanym kierunku.

Następnego dnia jego pierwszą lekcją była historia, specjalnie przyszedł pół godziny wcześniej, kiedy szkolne korytarze świeciły pustkami, a woźne przygotowywały wnętrza poszczególnych klas do lekcji. Gdy doszedł pod salę historyczną, właśnie zamykała ją starsza pani. Spytał, czy może wejść na chwilę. Oczywiście kobieta pozwoliła mu na to, z racji całkiem miłego charakteru. Wszedł więc do środka. Położywszy na blacie nauczycielskiego biurka to, co zostało mu wczoraj pożyczone, nakrył chusteczkę karteczką z napisem "dziękuję".
Erskine już miał wejść do budynku, gdy w drzwiach natknął się na Lennoxa. Właściwie zderzył się z nim.
- Uważaj, jak chodzisz. Nie chcę, żebyś został inwalidą. - strofował go. - Po olimpiadzie możesz już robić, co ci się żywnie podoba, łącznie z tratowaniem ludzi, byle nie mnie. - musiał wyładować na kimś swoją frustrację. Padło na jej sprawcę.
- Spadaj, rezygnuję. - wyminął go i ruszył dalej w swoją stronę. Miałem go nie spotkać. Chciałem nie spotkać. Nieważne. Plecy proste, broda wysoko. I przed siebie. Chrzanić to, nie wysiedzę tu dziś.
Przy furtce natknął się na Meg. Czy ona musi mi zawsze wyrastać jak spod ziemi?
- Kotuś, nie wiem czy wiesz, ale szkoła jest w drugą stronę. - zagaiła, jak zawsze rozpromieniona.
- Wiem. - nie miał ochoty na rozmowy.
- Więc czemu idziesz w przeciwną?
- Ponieważ się zrywam?
- To po co w ogóle dziś przychodziłeś?
- Musiałem coś załatwić. - wymijająca odpowiedź.
- Czy to ma coś wspólnego z twoim ulubionym profesorkiem?
- Co? Nie. - bronił się. - Skąd ten pomysł?
- Rozmawiałeś z nim w przejściu, a później się na ciebie gapił, jakbyś sroce spod ogona wyleciał. Co mu powiedziałeś?
- Zrezygnowałem z olimpiady?
- Czemu?
- Bo nie chcę. - wyszli z terenu szkoły.
- Tak nagle zmieniłeś zdanie?
- Tak.
- Nie wierzę ci, wiesz o tym. Coś się stało.
- Nie i nie wałkuj tego.
- Ok... - odpuściła mu. - Gdzie masz zamiar iść?
- Nie wiem, do domu?
- Mhm, to idę z tobą.
- Nie. - odparł natychmiast.
- Dlaczego? - dziewczyna naciskała.
- Bo tak.
- Niall, znamy się od podstawówki, a ja nigdy u ciebie nie byłam.
- I nie musisz.
- Grr, jesteś okropny. Ruchasz tam małe kangurki i dlatego nie chcesz, żebym przyszła?
- Kangury rucham w piwnicy.
- Dobra, nie mam pytań. - zaśmiała się wesoło. - To w takim razie do mnie? - bardziej stwierdziła, niż zapytała.
- A twoi rodzice? - nie był pewien, czy nie będą mieć kłopotów.
- Pracują, więc luz. Mamy wolną chatę.
- Chyba powinienem się nad tym zastanowić.
- Oj nie przesadzaj, tym razem nic ci nie zrobię.
- Tym razem? No, bardzo pocieszające.
Radośnie chichocząc i wydurniając się, przy okazji przyciągając uwagę mijających ich ludzi, udali się do mieszkania dziewczyny. Lubił tam przebywać. Może i nie było zbyt wielkie, za to wchodząc tam, czuło się ciepło rodzinne i miłość. Czas jak zawsze minął im głównie na wygłupach, oglądaniu ulubionych seriali oraz gadaniu o wszystkim i niczym, chociażby o tyłkach aktorów.