niedziela, 13 kwietnia 2014

Acarsaid Rozdział VI



- Młody, wstajesz? - przez mglisty woal snu dotarł doń kobiecy głos, z którym nie skojarzył nikogo. Chcąc pozbyć się natręta, naciągnął kołdrę po same uszy, ale ktoś nieproszony zerwał ją jednym ruchem - Pytam ostatni raz: wstajesz czy nie? Nie jestem twoją niańką i nie będę stać nad tobą godzinami.
W nozdrzy dotarł intensywny zapach papierosów, co podziałało bardziej otrzeźwiając, niż kubeł lodowatej wody wylany wprost na głowę.
Posłał jej nienawistne spojrzenie
- Ellen, wypieprzaj mi stąd z tym świństwem - brunetka założyła ręce na piersi, podkreślając tym samym imponujących rozmiarów silikonowy biust, prawie że wypływający z eksponującego kobiece walory dekoltu. Zbyt skąpe wdzianka stanowiły znak rozpoznawczy Ellen Tarver - I ubierz się. - usiadł, przecierając zaspane oczy.
- Zaraz, najpierw musiałam cię chyba obudzić, nie?
- Dopiero wróciłaś?
- Tak, a teraz ogarniaj dupsko, jest wpół do siódmej. - zniknęła za drzwiami.
- O fuck. - zerwawszy się jak oparzony, rzucił się do szafki, skąd wyciągnął czystą bieliznę i grafitową koszulkę. Wyleciał z pokoju z prędkością torpedy, jakoby gnany napędem odrzutowym i już miał wejść do łazienki, kiedy doznał gwałtownej iluminacji.
Przecież nie chciałem nawet jechać. To po kiego lecę teraz na złamanie karku? Jak zdążę to dobrze, jak nie to nie. Bywa. Jego problem. Uśmiechnął się wrednie i sięgnął ku klamce skrzydła drzwiowego do łazienki, które nie ustąpiło.
- Poczekaj chwilę, kąpie się! - zza zaparowanej szyby w drzwiach dało się słyszeć głos trzydziestodwulatki.
- Kobieto, ja się śpieszę! - odkrzyknął.
- Zdążysz! - Czy ona zawsze musi podchodzić do wszystkiego z takim zlekceważeniem i beztroską?
- Muszę umyć głowę!
- Mogłeś to zrobić wczoraj.
- Ale nie zrobiłem.
- To już nie mój problem.
- Ellen!
- Masz półtorej godziny!
- Mam olimpiadę, sklerotyczko! Zbiórka o siódmej trzydzieści!
- Jak ci tak śpieszno, to mogę cię wpuścić, ale ja się nigdzie nie wybieram!
- Jesteś okropna i uważaj, bo posądzę cię o pedofilskie zapędy! - Nie tylko, ją mógłbyś o to posądzić. Szepnął mu wredny głosik podświadomości.
- I nadal nic by ci to nie dało!
- Nieważne. - skapitulował.
Jędza, nie musi mi o tym przypominać na każdym kroku, przecież doskonale to wiem.
Wrócił do pokoju gdzie ogarnął się nieco i ubrał. Włosy spiął w kucyk, z którego wychodziło kilka pasm. Zapakowawszy ubranie na zmianę i podręcznik od historii do torby, wyszedł z pokoju. "Babysitterka" akurat zwalniała łazienkę, więc skorzystał z okazji i umył szybko zęby. Na ostatki wetknął do bagażu podstawowe środki czystości. Gdy wyszedł, napotkał badawcze spojrzenie Ellen, przebranej już w różowy dres, z ręcznikowym turbanem na wilgotnych włosach.
- Gdzieś się później wybierasz? - w dłoni trzymała czarną marynarkę, widocznie przewidując, że chłopak, zaraz będzie jej szukał. Cóż, nie było to wcale trudne do wydedukowania, znając jego preferencje modowe i tendencje do gubienia wszystkiego.
- To dwudniowy konkurs. - naciągnął na siebie okrycie wierzchnie i podwinął rękawy, jak to miał w zwyczaju.
-Wie?
- Nie mówiłem mu.
- Powinieneś.
- Wiesz, jaka byłaby reakcja, wolę uniknąć kolejnej kłótni.
- Niech ci będzie, baw się dobrze... ale nie za dobrze. - jej "rape face" mówił sam za siebie.
- Pff, lecę. - na wylocie złapał jeszcze skórę.
Wyszedłszy na zewnątrz, dotarło do niego, ze wcale nie jest tak ciepło, jak mogłoby się wydawać. W zetknięciu z porannym chłodem, przez plecy Lennoxa przebiegła fala nieprzyjemnych dreszczy. Słońce niby wyglądało zza chmur, ale temperatura nie była zbyt wysoka. Dobrze że zabrał ze sobą kurtkę. Zerknął jeszcze na godzinę w telefonie: siódma trzydzieści osiem, a do szkoły ponad dwa kilometry.
Zdążę to zdążę, nie to nie. Z taką myślą ruszył w stronę szkoły.
Utwierdzony w przypuszczeniu, że nikogo nie zastanie, dotarł na miejsce zbiórki. Oczywiście spóźniony. Jakież było jego zdziwienie, gdy okazało się, że bus nadal stoi na parkingu przed szkołą. Co prawda wszyscy uczniowie znajdowali się już w środku, jedynie dwóch nauczycieli stało przed środkiem lokomocji. Erskine'a w towarzystwie Harrisona, profesora matematyki..
- Dobry. - rzucił na powitanie zobojętniałym tonem, wręczając wychowawcy zgodę w tradycyjnej formie pisemnej. Ten odpowiedział formułkowym „dzień dobry”, zawieszając wzrok na Lennoxie, być może nieco dłużej niż wypadało. Młody przywitał się również z kierowcą i nauczycielką geografii, po czym udał się do najbardziej wyludnionego miejsca, na tyle busa. No tak, w końcu to kujony, wolą trzymać się swoich psorów. Naciągnął słuchawki na uszy, a wzrok odruchowo podążył za myślami, znajdując punkt zaczepienia na gronie opiekunów. Czy to głupie czuć ukłucie zazdrości, widząc go z kimś innym? Co z tego, że tym"kimś innym" jest matematyk, nie stanowiący żadnej konkurencji. Z tego co wiem, ma żonę i dziecko w drodze. Ale ta przesłodzona geografica? Miła, atrakcyjna, ma cycki jak jakaś dojna krowa rodem z anime. Craig, jedno wielkie homo nie wiadomo, pewnie na nie poleci. Eeeh nie powinienem odczuwać zawiści o to, czego tak naprawdę nigdy nie miałem. Cholera, czemu to tak bardzo boli? I jeszcze majta mu przed oczami tymi cyckami. Ugh, ona mu zaraz wpełznie na kolana! Czy on serio tego nie widzi, czy robi mi na złość? Dobra, Niall, spokój.
Uciekł wzrokiem, przenosząc go na migający obraz za oknem. Kilka minut później spał już jak dziecko.
Rozmowa z Butler służyła jedynie powierzchownej roli odgrywanej grzecznie w szarej masie społeczeństwa. Był niczym innym, jak jedną z setek tysięcy mrówek, którą Bóg najwyraźniej sobie upodobał do zabaw z nasłonecznionym szkłem powiększającym, tuż nad samym czubkiem mrowiska. Dziwnym trafem parzący promień za każdym razem dosięgał wyłącznie Craiga, nikogo innego. A może tylko tak mu się wydawało? Tak czy inaczej, Niall definitywnie zburzył, i tak już będącą w opłakanym stanie, stabilizację życia, jakie Erskine zdążył sobie dopiero co ułożyć.
Tak, oszukuj siebie dalej i nazywaj to życiem.
Do Manchesteru dojechali kilka, może kilkanaście minut po jedenastej. Idealnie, żeby zostawić rzeczy w miejscu zakwaterowania i jeszcze zjeść coś przed pierwszym etapem konkursu, którego rozpoczęcie wyznaczono na godzinę trzynastą.
Erskine obserwował wychodzących uczniów, cieszących się z wyczekiwanej możliwości rozprostowania nóg, nie dostrzegł jednak tego mu najbliższego. Lennox drzemał spokojnie, wsparty przechyloną w bok głową o oparcie fotela. Powiadomiwszy o zaistniałej sytuacji Harrisona oraz Butler, odesłał pobratymców zawodu wraz z uczniami do gospodarzy, mówiąc, że wraz z Lennoxem niebawem ich dogonią. Kierowca również wysiadł, chcąc zapalić po długiej podróży. W ten oto sposób zostali sami.
Podszedł do chłopaka i przysiadł obok. Dzieliło ich teraz jedno miejsce. Przyglądał się śpiącemu obliczu, tak niewinnie i słodko wyglądającemu.
Tak, patrz dalej, pedofilu jeden ty. Podświadomość szydziła, co wystarczyło, by Erskine wrócił na ziemię.
Ze słuchawek wydobywały się stłumione brzmienia muzyki, założywszy więc, że chłopak i tak nic nie usłyszy, potrząsnął lekko jego ramieniem. Niall poruszył się niespokojnie, reagując dopiero, gdy potrząśnięto nim raz jeszcze. Jęknął niezadowolony, unosząc z wolna powieki. Patrzył bezpośrednio na niego, ale jakby go nie dostrzegał. Chwilę minęło, aż młodzieniec pozbył się resztek snu, dochodząc do wewnętrznego ładu.
Odtrącił dłoń mężczyzny i zerwał słuchawki z uszu.
- Czego? - ten głos nie należał do kogoś zadowolonego.
- To tak mówi się do kogoś, komu należą się podziękowania? - Ktoś wstał dziś lewą nogą? Wygląda na to, że nie będę miał dziś lekko. Jak zawsze zresztą.
- Niby za co?
- Chociażby za zbudzenie cnej niewiasty z kamiennego snu. - odgryzł się. Co to za złośliwości? Nie oczekiwał niby, że rzuci mu się na szyję, ale szyderstw także się nie spodziewał. A teraz sam odpowiadał ogniem na ogień, uruchamiając dziecinny "instynkt przetrwania".
- Proszę się nie zapominać. Nie na miejscu jest zwracać się tak do ucznia. - podkreślił ostatnie słowo. Kątem oka zauważył, że są sami, co najprawdopodobniej znaczyło, że są już na miejscu.
- Och, racja. Czy szanowny UCZEŃ zechciałby wysiąść z busa i zaszczycić nas swoją obecnością?
- Jesteś żałosny - stwierdził - i nie traktuj mnie jak dziecko. - wstał z miejsca, w myślach przeklinając wąskie przejścia pomiędzy fotelami.
Coś się w nim zagotowało. Negatywne uczucia targnęły się na umysł, biorąc go w chwilowe posiadanie. Najwyraźniej musi załatwić to w taki sposób, nie inaczej. Wstając, Craig obrzucił szybkim spojrzeniem przestrzeń poza pojazdem, po czym bezceremonialnie szarpnął młodego za ubranie, przyciągając ku sobie.
- Przypomnij mi, jak traktuje się dorosłych. - szare oczy ciskały błyskawice.
- Nie dotykaj mnie. - warknął, wyszarpując się.
- Nie zamierzam. - żachnął się w odpowiedzi, choć w duchu już miał przeklinać samego siebie.
- Właśnie widzę.
- To dobrze. Kto by chciał takiego gówniarza?
To był cios poniżej pasa. Do zielonych oczu napłynęły łzy, a serce, ledwie trzymające się w jednym kawałku, rozpadło się na miliony.
Odezwij się. Powiedz coś, cokolwiek! Ponaglał sam siebie. Chciał coś powiedzieć, odszczeknąć, ale to bez znaczenia. Wszystko bez znaczenia. Wybiegł na zewnątrz, przeklinając własne słabości.
Craig zaś opadł z powrotem na fotel, zastanawiając się, czy to co zrobił dla dobra młodego, rzeczywiście było takie dobre.
Miał poczuć ulgę, uwolnić siebie oraz Bogu ducha winne dziecko od tego wszystkiego, tymczasem dorobił się jeszcze większego ciężaru na duszy. Wewnętrzny zamęt zastąpiła dziwna pustka, uczucie bez nazwy. Usiłował przekonać sam siebie, że tak będzie lepiej. Czynił to od początku i nawet mu się udawało. Jednakże wraz z upływającym czasem, odkrywającym niefortunne karty losu, wizja „dobra”szybko zaczęła się rozmywać. Pojawił się za to realny i jasny obraz rzeczywistości. Czemu zamiast wyjaśnić wszystko na spokojnie, zabawił się kosztem młodego? Chciał sobie ulżyć? Niby w czym? Odpowiedz była prosta: bał się przyznać, ze nie zasługuje nawet na tak nieznaczące uczucie, jakim obdarzył go jakiś podlotek.
Tyle, że jakiś podlotek przestał być nieznaczący, podobnie jak owe uczucie.
Co on tak właściwie dla ciebie znaczy, chłopie?

Siedemnastolatek szedł nieznanymi mu ulicami, gdzieś przed siebie, rozglądając się za przystankiem, czy czymkolwiek co umożliwiłoby powrót do domu. Niestety nic takiego nie było, co jeszcze bardziej go dobijało. Ile by oddał aby znaleźć się w swoim łóżku, zakopać pod ciepłą kołdrą i nie wychodzić do usranej śmierci...
To wszystko go przerastało. Ten cały teatrzyk z olimpiadą stracił sens. Żył jedynie nadzieją, że zostanie zaakceptowany przez Craiga, tymczasem usłyszał to czego tak się bal. Miał ochotę krzyczeć, a najlepiej wskoczyć pod koła jakiegoś tira. Chwile rozważał taka alternatywę wpatrując się w nadjerzdzający pojazd. Byli na obrzeżach miasta, gdzie samochody jeżdżą dość rzadko więc może być to jedyna szansa. Postąpił kilka kroków w stronę ulicy i wtedy poczuł ruch w kieszeni spodni. Nie no w takim momencie wyczucie mogłaby mieć tylko Meg. Wyciągnął komórkę i odczytał wiadomość od przyjaciółki.
„Mam nadzieję, że już ci lepiej. Kotuś, wiem, że dasz sobie radę. Daj znać, jak będziesz miał czas i pokaż klasę na olimpiadzie."
Naprędce wystukał odpowiedź:
„Ok." Cóż za kreatywność, nie ma co, zadrwił z siebie i skierował się w stronę budynku gospody, z którego właśnie wyszła geografica.
- Lennox, stało się coś? - podeszła ostrożnie do ucznia, widząc zaczerwienione oczy.
- Nie. - naciągnął słuchawki na uszy i minął ją, dając tym do zrozumienia, że nie chce z nikim rozmawiać. Zdziwiona nauczycielka ruszyła w stronę busa, z którego właśnie wysiadał historyk.
- Co się stało Lennoxowi?
- A co się miało stać, wiesz że to mały szantażysta. Wstał lewą nogą, a teraz się wyżywa.
- On płakał. - zauważyła Butler.
- Pewnie nie ma się czym przejmować.
- Myślę, że jako wychowawca jednak powinieneś z nim porozmawiać. - oznajmiła ze szczerą troską. Różnica między nimi, zarówno pod względem wieku jak i czasu w wykonywanym zawodzie nie wynosiła aż tak dużo, mimo to Craig traktował koleżankę po fachu jako autorytet. I tym razem musiał przyznać jej rację.
- Racja, porozmawiam z nim. - poświadczył, choć i tak czuł, że raczej nieprędko spełni swą powinność - Uczniowie już w pokojach?
- Tak.
- I jak to wygląda?
- Tak jak się umawialiśmy z właścicielami. Przygotowali cztery pokoje. Dwa dla dziewcząt i jeden dla chłopców. Dla nas i kierowcy też jeden.
- Dobrze.

~***~
Wedle planu do dwunastej uczniowie mieli czas na odpoczynek po podróży i zjedzenie podwieczorka, składającego się z tostów z dżemem i owoców. Następnie udali się na uczelnię będącą miejscem ogólnoszkolnej olimpiady naukowej. Zgodnie z obowiązującą tradycją, co roku najlepsi uczniowie klas trzecich z Wielkiej Brytanii brali w niej udział. Korzyścią, o jakiej należało wspomnieć było to, iż zwycięzca w danej dziedzinie miał otwarte drzwi na wszystkie wydziały, w których przewodził dany przedmiot. W przypadku Lennoxa byłaby nim historia.
Na miejscu każdy uczeń został powiadomiony, w której sali będzie pisał egzamin. Lennoxowi przypadła sala sto trzynaście. Bez słowa udał się do niej i zasiadł na wyznaczonym miejscu. Równo o trzynastej, gdy arkusze zostały już rozdane, a sala zamknięta, egzaminatorzy życzyli im powodzenia. Zaczęła się walka.
Niall przyjrzał się zadaniom, uważnie studiując treść każdego z nich. Na pierwszy rzut oka nie wyglądały na bardzo trudne. Przewidziane mieli dwie godziny na napisanie całości, lecz nastolatek uporał się z tym po upływie nieco ponad godziny. Oddał arkusz do stołu komisji profesorów. Niektórzy obdarzyli go zdziwionym i powątpiewającym spojrzeniem. Pewnie myśleli, że w tak krótkim czasie chłopak praktycznie nic nie napisał, choć sprawy miały się w istocie zupełnie na odwrót: napisał wszystko, na pewno nie bezbłędnie, ale jednak.
Wyszedł z budynku i skierował w stronę boiska. Mieli nie wychodzić poza teren szkoły, ale nikt nie wspominał o niewychodzeniu na zewnątrz. Usiadł na jednej z drewnianych ławek i czekał na hasło „wracamy”. Niestety ku jego rozpaczy, zamiast tego, usłyszał stukot obcasów. Uniósłszy wzrok, zobaczył, jak zbliża się ku niemu Victoria Butler.
- Już skończyłeś? - zagadała.
- Tak.
- Szybko. Jak ci poszło?
- Nie wiem.
- Stało się coś?
- Nie.
- Lennox, widzę, ze jest coś nie tak. Martwię się, więc powiedz mi, co się dzieje. Może nie jestem psychologiem, ani twoim wychowawcą, ale to nie zmienia faktu, że jako pedagog służę pomocą.
- Nie potrzebuję jej.
- Ech, skoro tak uważasz... Mam nadzieję, że chociaż zwiedzanie miasta cię rozweseli.
- Zwiedzanie? - skrzywił się na samą myśl.
- Owszem. - potwierdziła - Coś nie tak? Czemu masz taką minę, chłopcze?
- Nie najlepiej się czuję, mógłbym zostać u gospodarzy? - spróbował przybrać jak najbardziej żałosną minę, co wcale nie było niczym trudnym.
Na twarzy Butler odmalowało się zatroskanie
- Nie możemy cię zostawić samego.
- Co się znowu dzieje? - jak spod ziemi wyrósł Erskine. Niall nawet nie zauważył, kiedy mężczyzna do nich podszedł.
- Biedaczek, źle się czuje i chce zostać na miejscu. - oznajmiła kobieta.
- Żaden problem, przypilnuję go.
O cholera jasna, gorzej już chyba być nie może. Serio, ON ma zamiar mnie pilnować? Już wolę się włóczyć z tą bandą... Chociaż w sumie mogę się zamknąć w pokoju. Jeśli wejdzie, to go wywalę.
Z pozoru wydawało się to proste. Z takimi zamiarem po powrocie siedemnastolatek zamknął się w pokoju. Położył się na łóżku i założywszy słuchawki, zatracił się w myślach.
Jakąś godzinę później Craig stanął przed drzwiami do pokoju, w którym usytuowano męską część uczniów. Zastanawiał się, czy w związku z ich obecnym położeniem stosownym jest, aby tak po prostu tam wejść. Wiedział, że Niall chce być teraz sam, co miało związek z zasłyszanymi odeń okrutnymi słowami. Taka kolej rzeczy. Wyzbywając się skrupułów, zapukał, po czym wszedł, nie czekając na przyzwolenie. Młodzieniec nie usłyszał go. Leżał zwrócony twarzą do ściany, a skulone ciało drżało. Mężczyźnie rzuciły się w oczy ślady wskazujące na to, że będący outsiderem Niall płakał.
Dopiero, gdy stanął nad nim, w niewielkiej odległości od łóżka, jego obecność została zauważona. Siedemnastolatek podniósł się do siadu, rzucając mu gniewne spojrzenie przez łzy. Dla Craiga widok opływających w słoną wilgoć pary oczu stanowił najdosadniejszy wymiar kary.
- Wyjdź. - syknął Niall, ściągając słuchawki. Muzyka grała na tyle głośno, że słychać ją było w całym pokoju.
- Wypowiedź adekwatna do twojego stanu. - podsumował. Wcale nie zdziwiła go postawa Lennoxa.
- Wyjdź, albo ja to zrobię. - żadna groźba.
- Nie dasz rady iść na kompromis?
- Nie widzę takiej potrzeby.
- Mniejsza z tym. Jak się czujesz?
- Nie twój interes. - to mówiąc wstał, zmierzając ku wyjściu. Tak, uciekał, tylko to mu pozostało.
- A ty dokąd? - zatrzymał go, łapiąc za nadgarstek, na co tamten spuścił głowę i czekał, nic nie mówiąc. Dotyk Craiga paraliżował. Widząc, iż nie jest tu mile widziany, zabrał dłoń - W porządku, wyjdę. - już trzymał klamkę, mając zamiar wyjść, gdy tuż przed tym jeszcze się odezwał - Przepraszam, mogłem nieco ostrożniej dobierać słowa.
- Pff, to nic by nie zmieniło. - głos miał słaby i cichy, jakby pozbawiony życia.
- Miałem cię chronić, a nie doprowadzać do ruiny.
- Nie obiecywałeś mi tego...
- Obiecywałem sobie.
- Wystarczyłoby nie robić złudnej nadziei, skoro i tak od początku mnie nie chciałeś. - po policzkach spłynęły łzy.

Zatkało go. W tej chwili umysł zawędrował gdzieś na oddział zamknięty. I najwyraźniej nie miał ochoty stawić czoła nadchodzącemu. Usłyszał słowa Nialla, zrozumiał ich sens. To nieprawda, odpowiedział mu w myślach. Nieprawda. Zanim się obejrzał, słowa same wyszły z ust:
- Chciałem cię. I chcę nadal. Dlatego tak trudno trzymać cię na dystans.
- Proszę cię, skończ i najlepiej wyjdź. - znajdował się na skraju przepaści. U progu jałowego pustkowia.
- Chciałbym tylko, żebyś wiedział - otworzył drzwi - że to dla twojego dobra. - zniknął. Dla dobra ich obojga.  

sobota, 29 marca 2014

Acarsaid Rozdział V

Dość długo nic nie było, ale wreszcie coś tam wstawiamy. Możliwe że nie jest jakiś mega wciągający, ale pozwala lepiej poznać Meg i Nialla. Tak czy siak, mamy nadzieje, że będzie się podobał 

W odpowiedzi na komentarze: Wojtuś Maciuś: tak będzie więcej części. Zaplanowane mamy 3 księgi. 


Zgodnie ze wskazówkami nauczyciela, doszedł na przystanek. Nie musiał długo czekać na autobus, gdyż przyjechał po jakichś pięciu minutach. Kupił u kierowcy bilet. Zajmując miejsce na samym końcu prawie pustego środka komunikacji miejskiej. Powlókł wzrokiem po jego wnętrzu: słabe światło padające ze starych lamp, oświetlały wysłużone fotele, z których zaledwie kilka zostało zajętych przez siedzącą na przodzie kobietę w kwiecie wieku, gawędzącą z kierowcą i jakąś mizdrzącą się do siebie parkę. Swoją drogą ten chłopak był całkiem całkiem, ale Craigowi nie dorastał nawet do pięt... Szkoda tylko, że jest takim pieprzonym dupkiem.
"Nie ma żadnego związku”.
Więc po jaką cholerę bawi się ze mną w kotka i myszkę? Niby co to ma na celu? Ma jakiś kompleks niższości, chciał się dowartościować, czy co? Nawet jeśli chodzi mu jedynie o zaliczenie szybkiego numerka, to przecież takimi tekstami mnie nie rozprawiczy...rozdziewiczy? W sumie kiedy powinno używać się którego zwrotu? Bo rozdziewiczanie, to jak ma się go w sobie, więc w sumie sprawa jest dość jasna. Ale przecież rozdziewicza się dziewczyny. A ja nie jestem dziewczyną! Z drugiej strony stracę "prawictwo",  jak komuś wsadzę, więc jak ktoś wsadzi mi, to to już jest bliżej do dziewictwa, niż prawictwa. To bez sensu, powinna być jakaś trzecia nazwa na tracenie cnoty analnie...
Rozanalowanie...? Nie, to brzmi strasznie. Dobra, nie ważne. Tak czy siak, mówiąc że „nie ma związku”, nie ma szans na dobranie mi się do gaci. Jest głupi czy aż tak zarozumiały? A może ma mnie za dziwkę? Nie. Dobra, koniec. Nigdy nią nie będę. Choćby nie wiem co.
Niall oparł głowę o zimną szybę i wpatrując się w zanurzony w mroku krajobraz, rozmyślał dalej nad swoim bezsensownym położeniem.
Czemu nie mogłem zakochać się w kimś normalnym? W kimś, kto by mnie chciał? Przecież to bez sensu, on nawet nic do mnie nie czuje. Po co robię sobie nadzieję? Jestem skończonym idiotą. Byłoby łatwiej, gdybym nigdy nic nie poczuł. Nie mogłem pokochać jakiegoś miłego, uprzejmego, uczuciowego geja w moim przedziale wiekowym? Nie, oczywiście moje popieprzone serce musiało sobie wybrać prawie trzydziestoletniego psychopatę i do tego homo nie wiadomo... Tak w ogóle ile on ma lat? Zresztą czy to ważne? I tak zostaniemy w relacji uczeń-nauczyciel... Może to i lepiej, że zakończy się to już teraz, a nie za kilka miesięcy, gdy zdążyłbym się już do niego przyzwyczaić.
Kontemplacje przerwały mu brzmienia piosenki zespołu Three Days Grace - "I hate everything about you”. Swoją drogą, pasuje do  obecnego stanu rzeczy. "I hate everything about you. Why do i love you."
Usta wykrzywił prześmiewczy grymas, jakby chłopak drwił sam z siebie. Wyciągnął telefon z kieszeni, i wszelkie emocje zniknęły, jakby intensywność czerni zmatowiała i stała się szarością. Na wyświetlaczu widniał znajomy numer oraz zdjęcie. Meg. Ta dopiero ma wyczucie: pojawia się zawsze i wszędzie tam, gdzie jej nie chcą. Odchrząknął, pozbywając się wszelkich oznak przygnębienia z głosu i dopiero wtedy odebrał.
- Halo?
- Hej, ciamajdo. Przychodzisz do mnie? - krótko i rzeczowo. Całą ona.
- Po co? - odparł pytaniem na pytanie, ignorując pieszczotliwą obelgę, nie będącą z jej strony niczym szokującym.
- Bo mogłeś się na przykład stęsknić za kochaną przyjaciółką?
- Widzieliśmy się w szkole.
- Dzięki. - prychnęła - To już zostałam spłaszczona jedynie do szkolnej znajomości?
- Eh, nie o to mi chodziło. - przeczesał włosy palcami, z lekka zakłopotany – Po co mam do ciebie przyjechać?
- A nie potrzebujesz czasem zezwolenia na konkurs? - No tak. Miał wstąpić po nie wieczorem, ale oczywiście musiał zapomnieć.
- Nie ma takiej potrzeby. - oznajmił.
- Hm? Ellen ci napisała?
- Nie.
- Więc kto? - dopytywała się.
- Nikt, nie mam zamiaru jechać.
- Matko, jakiś ty upierdliwy. - tak łatwo było sobie wyobrazić minę dziewczyny.
- Ktoś musi.
- Gdzie jesteś?
- W autobusie.
- Byłeś gdzieś?
- Tak... Co to, jakiś wywiad? -
- Nie, nie. Nawet dobrze się składa. Za dziesięć minut widzę cię pod moimi drzwiami.
- Przykro mi, mam inne plany. - spotkanie z Meg groziło przesłuchaniem, gdzie motywem przewodnim były, mówiąc po ludzku, tortury.
- Myślisz, że twoje plany mnie obchodzą? - dziewczyna nie odpuszczała.
- Powinny.
- Porno poczeka.
- Wiesz, że nie oglądam pornoli, w przeciwieństwie do ciebie.
- A ty wiesz, że ci nie wierzę, wszyscy oglądają porno.
- Nie. Nie jestem „wszyscy”.
- Pff. Przez ciebie wygadam cały pakiet. Za dziesięć minut masz być u mnie, inaczej nie chcę być w twojej skórze.
- I tak nic mi nie zrobisz. - zadrwił.
- Jeszcze byś się zdziwił. DZIESIĘĆ MINUT! - wydarła się w słuchawkę, po czym połączenie zostało zerwane.
- Przerośnięty dzieciak. - zaśmiał się, podpinając słuchawki z powrotem pod telefon. Ten najwyraźniej dalej miał ochotę zamulać swoimi losowymi wyborami ckliwych utworów o miłości, padło bowiem na Three Doors Down - "Here without you”. Następnie wsunął komórkę z powrotem do kieszeni.
Autobus właśnie wjeżdżał do centrum, więc Niall nabrał orientacji w terenie.
Jak wysiądę na następnym przystanku, to zaraz mam jedną ulicę do przejścia i stamtąd czerwoniakiem do Meg. Jak zaplanował, tak też uczynił. Po jakichś pięciu minutach stał już na przystanku dla autobusów miejskich. Sprawdził godzinę w telefonie, następnie spojrzał na rozkład jazdy. Najbliższy będzie o dwudziestej trzydzieści jeden, czyli za siedem minut. Sięgnął do swojej nieśmiertelnej czarnej torby z naszywkami zespołów i przypinkami, spełniającej także rolę plecaka. Nie była duża, ale i tak nigdy nie nosił podręczników, od czegoś w końcu miał Meg. Wyjątek stanowiła historia, była jedynym przedmiotem, na który musiał dźwigać książkę, ponieważ już na początku pierwszej klasy zostali rozsadzeni za gadanie, z kategorycznym zakazem siadania razem aż do odwołania.
Grzebiąc chwilę w czeluściach przepastnej torby, nareszcie znalazł to, czego szukał. Wyciągnął czarny skórzany portfel z czterema osobnymi przegródkami na monety, banknoty i dokumenty, czy coś w tym stylu. Lub jak w jego przypadku zdjęcia. Jednym z nich było zdjęcie Meg. Drugie przestawiało matkę chłopaka z czasów liceum. Olśniewała swoją urodą, której Niall doświadczył na własnej skórze, dziedzicząc po niej falowane włosy, pełne usta, prosty niewielki nos i duże, zielone oczy, czego na czarno-białej fotografii nie było widać. Z czwartej przegródki składającej się z kilku miejsc na karty kredytowe, wyciągnął bilet dziesięciominutowy. Zawsze miał przy sobie jakiś, bo nigdy nic nie wiadomo. Przezorny zawsze ubezpieczony, jak to mawiał poeta.
Schowawszy portmonetkę, cierpliwie czekał na autobus, który oczywiście musiał się spóźnić. Przywitała go, a jakże by inaczej, ciżba ludzi, będących niby jedną wielką żywą masą. Matko, jak on nienawidził czerwoniaków, w szczególności w godzinach tak zwanego południowego szczytu i wczesnego wieczoru, gdy ludzie wracają z pracy. Istna mordęga.
Skasował bilet, stanął oparty o okno naprzeciwko drzwi, z racji najmniej panującego tam tłoku. Na nieszczęście Lennoxa przy następnym przystanku musiała napatoczyć się grupa dresiarzy, od których śmierdziało piwskiem na kilometr, a z dwóch było ich słychać. Na domiar złego musieli się umiejscowić w pobliżu kogo? Tak, oczywiście, obok niego. Nawet słuchawki i głośność podkręcona do najwyższego poziomu nie pomagały zagłuszyć pijanej młodzieży. Jakby tego było mało, przeładowane testosteronem świnie, mające tak już chyba w swojej prostackiej naturze, musiały się doń przyczepić. Niall usiłował ignorować zgryźliwe uwagi z ich strony, w głowie powtarzając sobie: Jeszcze tylko trzy przystanki, jeszcze tylko dwa przystanki... Cholera, nie możesz jechać szybciej? Jak ta łysa pała się nie zamknie, to coś mu zrobię. Mało brakowało, aby wyszedł z siebie i stanął obok. Myśli owocowały coraz większym zniecierpliwieniem. W sumie to nie, bo i tak nie miałbym szans, nawet gdyby był sam. A co dopiero jak jest ich sześciu.
Wycierpiał męczeńsko czas do swojej wysiadki. Nareszcie wolność. Musiał jeszcze tylko przejść przez pasy i lada moment znalazł się na osiedlu przyjaciółki. Trasę do dobrze znanego mu bloku numer siedem znał na pamięć. Wszedł do klatki i wybrawszy na nowoczesnym domofonie numer czterdzieści sześć, usłyszał z aparatu przyjemny głos mamy Meg
- Słucham?
- Dobry wieczór, tu Niall. Zastałem Meg? - spytał uprzejmie, okazując szacunek.
- Tak, tak, wchodź. - rozległo się charakterystyczne brzęczenie domofonu, sugerujące, aby pociągnął za drzwi. Będąc już na przerażająco białej klatce schodowej, wsiadł do windy i tym razem wcisnął siódemkę, gdyż na przedostatnim piętrze znajdowało się mieszkanie przyjaciółki. Oparł się o oszkloną ścianę, w której widział swoje odbicie i przymknął oczy. Nie cierpiał wind. Zawsze podczas przejażdżki było mu w nich niedobrze, poza tym przyprawiały o klaustrofobię i w każdej chwili mogą spaść. Że też nie mogą mieszkać niżej, wtedy chodziłby schodami. Niby mógłby i teraz, ale przecież to siódme piętro. Ech, odezwało się lenistwo. Po kilkunastu sekundach z ulgą usłyszał otwieranej windy. Wyszedł z niej pośpiesznie, jak zwykle zresztą następnie przechodząc pół korytarza stanął przed drzwiami z numerem czterdzieści sześć. Ledwie zapukał, a już wyłoniła się zza nich niebieskooka, ubrana w „strój po domu” składający się z krótkich spodenek na wychowanie fizyczne oraz pstrokata, luźna koszulka, którą kiedyś sama ufarbowała.
- Wchodź. - otworzyła drzwi na oścież i gestem zaprosiła do środka.
- Dobry wieczór. - przywitał się ponownie z rodzicami dziewczyny. Państwo Talbot odpowiedzieli tym samym z pokoju dziennego.
- Chodź. - ponagliła go, podczas gdy zdejmował buty. Nie czekając, aż przyjaciel się rozbierze powędrowała do pokoju, gdzie ściszyła muzykę z laptopa i odstawiła go na biurko. Zaraz dołączył do niej Niall, siadając po turecku na rozkładanej kanapie z obiciem w granatowo-żółto-brązowe paski, służącej dziewczynie za łóżko.
- Gadaj. - obróciła się ku niemu na obrotowym krześle, zakładając nogę na nogę.
- Znowu masz zamiar robić mi przesłuchanie?-Westchnął
- Tak, inaczej nic mi nie powiesz. - odpowiedziała z wyższością.
- Jeśli ktoś nie mówi, to znaczy ze nie ma o czym rozmawiać - wyjaśnił - albo zwyczajnie nie chce - dodał odrobinę ostrzej, niż zamierzał.
- Ale ty potrzebujesz rozmowy, tylko jak zawsze wszystko dusisz w sobie.
Przejrzała go na wylot.
- Nieprawda
- Kłamca. - w wypowiedź Meg zakradł się oskarżycielski ton - Zresztą nieważne, po prostu powiedz mi jedno. - już czuł w kościach, czego będzie dotyczyć pytanie. Ba, wiedział to jeszcze, zanim zgodził się tu przyjść - Czemu w ostatnim momencie rezygnujesz z olimpiady?
- Bo nie chcę jechać. I nie mam po co. - odpowiedź przygotował zawczasu.
- Masz po co.
- Tia...
- Nie "tia", tylko tak. W końcu ktoś musi wygrać.
- Będzie sporo osób z historii. - wysunął swój argument.
- Tak, ale nie z naszej szkoły. Nie chcesz zabłysnąć przed Erskinem? - poruszając tę kwestię naprawdę chwytała się ostatniej deski ratunku.
- Mam go w dupie.
- W dupie powiadasz? - szlag by ją, zawsze i wszędzie wyłapie podtekst.
- Oj, nie w tym sensie, zboczeńcu. - rzucił w nią pluszowym misiem. Nie spodziewając się po nim takiego posunięcia, dostała prosto w twarz.
- Ty mały... wredny... - w rewanżu blondynka rzuciła się na niego i zaczęła łaskotać po żebrach, czego chłopak szczerze nie znosił.
- Nie, Meg! Zostaw, PROOOSZĘĘ! - próbował się wyrwać, ale już na nim siedziała, nie dając się zepchnąć. Małe to to, a upierdliwe i męczące jak nie wiadomo co. Nie dawała mu spokoju, póki fortuna nie obróciła się przeciw niej. Niall wykorzystał sposobność, aby ją z siebie zrzucić, przez co wylądowała na podłodze. Chłopak w odwecie przyszpilił ją do podłoża, unieruchamiając jej ręce po obu stronach głowy. Teraz to Meg miotała się bezradnie, usiłując pozbyć się krępującego ciężaru. Jednakże nie dostrzegając zbytnich szans, zaprzestała dalszych starań.
- Złaź ze mnie. - fuknęła, przechodząc do ofensywy werbalnej.
- A uspokoiłaś się już?
- Tak
- Na pewno?
- No mówię ze tak! - wierzgnęła nogami.
- Ok. - zszedł z niej, sadowiąc się na swoim poprzednim miejscu.
- To nie fair. - piekliła się, poprawiając potargane włosy - Jesteś facetem, nie miałam szans na zwycięstwo.
- Ostatnio twierdziłaś, że jestem zniewieściały.
- Bo jesteś. - pokazała mu język, przyozdobiony kolczykiem.
- To w takim razie ty jesteś męska.
- Widziałeś kiedyś faceta z takimi cyckami? -spytała, łapiąc się za swój obfity biust.
- Owszem.
- I ty mi mówisz ze nie oglądasz pornoli?
- Kochanie, w zwykłej telewizji też są transwestyci.
- Niech ci będzie. - podniosła się z podłogi i usiadła obok przyjaciela - Gdzie byłeś?
- Co?
- Mówiłeś, że gdzieś byleś, więc pytam.
- Na obrzeżach miasta. - odparł wymijająco.
- Mhm, a dokładniej?
- W sumie to nawet nie wiem. - uświadomił to sobie dopiero, gdy został o to zapytany.
- Samotna podróż?
- Em, powiedzmy.
- No mów. - dziewczyna stawała się coraz bardziej nachalna.
- Oj, Meg, nie ma o czym. - dążył do tego, by zbyć ją jak najszybciej, tymczasem przyjaciółka wypuściła najcięższe działa.
- Masz kogoś?
- Nie. - odparł jak na komendę.
- Czyżby? - przysunęła się bliżej niego, lustrując go badawczym wzrokiem.
- Eh, już nie. - no pięknie, teraz to wyśpiewa wszystko, jak na spowiedzi - Nawet nie wiem, czy mogę powiedzieć, że miałem. - zaśmiał się gorzko.
Jasnowłosa spoważniała 
- Znam go?
- Nie.
- Czyli tak. - stwierdziła - Jest z naszej szkoły?
- Nie. - powtórzył się.
- Z naszego rocznika.
- Halo - pomachał jej ręką przed twarzą - powiedziałem n-i-e.
- A ja mam w zwyczaju ci nie wierzyć, zawsze jak mówisz nie, to masz na myśli tak.
- Wcale nie. - obruszył się.
Dziewczyna popatrzyła na niego z politowaniem.
- No dobra. Jest z naszej szkoły, znasz go tylko z widzenia i nie, nie jest z naszego rocznika. Ubiegając kolejne pytanie, jest starszy i nie, nie powiem ci kto, więc koniec tematu.
- I tak się dowiem.
- Wątpię. - obdarował ją złośliwym uśmieszkiem.
- Mniejsza z tym. - zbyła go - Czemu twierdzisz, że nie wiesz, czy go miałeś?
- Bo wszystko trwało krótko. I jak to on stwierdził: „nie ma żadnego związku”.
- Może nad interpretowałeś?
- Nie.
- To może po prostu nie jest gotów na związek. - podsunęła, zupełnie nieświadomie wspierając Erskine'a - Chce cię, ale się boi.
- Boi. - zadrwił - Po prostu jest dupkiem i chciał przygody.
- Skąd możesz to wiedzieć? Powiedział ci to?
- Nie.
- Więc to bez sensu, spotkaj się z nim i porozmawiaj.
- Nie mam mu nic do powiedzenia. - oznajmił, siląc się na wyprany z emocji ton.
- Ale on może mieć tobie.
- Sorry, ale usłyszałem już wystarczająco, nie chcę dowiadywać się, że byłem tylko tymczasową zabaweczką.
- Zabaweczką? - zrobiła wielkie oczy - Zrobiłeś to?
- Borze sosnowy, a ona tylko o jednym. - wzniósł oczy ku wyimaginowanemu niebu. Jednak sufit milczał.
- No co? Po prostu byłam ciekawa.
- To już? Ciekawość zaspokojona? Nie dostał czego chciał, więc się wypiął.
- Dobierał się do ciebie, zanim ci to powiedział? - przed oczami Lennoxa stanął obrazek jego i Craiga na kanapie. Wyraz twarzy chłopaka mówił wszystko.
- Pieprzony dupek! - dziewczyna zareagowała automatycznie, widząc zbolałą minę przyjaciela.
- Nadal sądzisz ze powinienem z nim porozmawiać?
- Szczerze? Nie mam pojęcia. Kurczę, jaki wieśniak. - złapała się za głowę - Dobra, nie łam się. - przyciągnęła go do siebie i mocno przytuliła - Nie był ciebie wart. Teraz najważniejsze, żebyś nie pokazywał, że cię zranił. - pouczyła go - Poczekaj.
Puściła go i wyszła z pokoju. Po kilkunastu minutach wróciła z dwulitrowym pudełkiem lodów w trzech smakach, dwoma łyżkami stołowymi i jakimiś płytami - Powiadomiłam rodziców, że zostaniesz dość długo, albo nawet do rana.
- I niby na to przystali? - zapytał z niedowierzaniem.
- Owszem, przecież nie puszczę mojego biedactwa w takim stanie do domu. Nawet się poświęcę i obejrzę z tobą coś na miarę twojego spaczonego umysłu. – to mówiąc usiadła obok, wręczając mu płyty, sama natomiast otworzyła pudełko z lodową słodyczą. Przejrzał tytuły, część już oglądał. Pierwsze trzy części "Piły", "Obecność", "Ring", "Las śmierci" i "Dark water".
- Widzę, że musi ci być mnie strasznie żal. - wyszczerzył się niczym małe dziecko obdarowane górą cukierków.
- Owszem, ale jak później przez ciebie nie będę mogła spać, to nie wiem co ci zrobię.
- Kupię ci proszki nasenne.
- Wal się. - wbiła mu łokieć pod żebra. Oboje mieli takie sam stosunek do wszelkiego rodzaju tabletek: brać, jeśli jest już na tyle źle, że bez nich się nie obejdzie.
- No to który chcesz oglądać?
- Najsłabszy.
- To dark water, ale wieje nudą. No oprócz momentu rzygającej windy, co jest przekomiczne.
- Rzygająca winda?
- Tak.
- Ok, może być.
- Ale serio, to jest nudne.
- No i dobrze, na "Piłę" nie licz, bo znów będziesz rechotał „o, patrz, rękę mu ujebało”, więc podziękuję.
- Ale to jest zabawne.
- Nie, wcale nie jest, to jest straszne.
- To po co ją w ogóle przyniosłaś?
- A bo ja wiem, powiedziałam Padre, żeby dał mi kilka horrorów to dał.
- Mhm... to niech będzie "Obecność", tego jeszcze nie oglądałem.
- Nienawidzę cię.
- I tak wiem, że mnie kochasz.
- Włączaj to dziadostwo. - im szybciej zaczną, tym prędzej zakończy się jej trauma.
- Ok. - w podskokach dopadł do odtwarzacza DVD i włączył film. Wracając chciał zgasić światło, lecz Meg skutecznie mu to wyperswadowała:
- Ani. Się. Waż. - wycedziła z łyżką w ustach.
- Ale z włączonym to nie to samo.
- I o to chodzi.
- Przytulę cię, jak będziesz się bała. - zapadła ciemność, a jedynym źródłem światła w pomieszczeniu stał się ekran telewizora.
- Też mi pocieszenie. - rozłożywszy polarowy koc, leżący wcześniej na oparciu kanapy, nakryła ich oboje.
Obejrzeli dwa filmy, podczas których Niall śmiał się jak łysy do grzebienia, ewentualnie komentował, w jaki sposób można by zabić daną zjawę, co nieco rozluźniało Meg. Młody Lennox wyszedł od przyjaciółki dopiero po drugiej,. Na odchodne otrzymawszy jeszcze podarunek świadczący o pokaźnych rozmiarach serca osoby będącej autorką zezwolenia na udział w olimpiadzie.
- Masz jechać i koniec, kropka. Weź się w garść, nie łam się i wygraj. Jak ty nie dasz rady, to nikt nie da. - rzekła, ściskając go mocno i dopiero wtedy wypuściła ze swojego domu na chłodną, jesienną noc.
Uch, nie dość, że w drodze do metra zmarzł to nienawidził poruszać się po Newscastle nocą. Zwłaszcza szybką koleją, autobusy zawsze wydawały się być bardziej przytulne, bezpieczne. No i dojeżdżał nimi prawie pod sam dom, metrem miał zaś jeszcze prawie kilometr piechotą. No ale co poradzić? Do domu trzeba było wrócić. Żywił nadzieję, że przynajmniej nikogo nie spotka po drodze jak i w domu. Tłumaczenie się nie było mu potrzebne do szczęścia. Ku uciesze siedemnastolatka ojca ani widu ani słychu, Ellen także nie zastał.
Wziął szybki prysznic. Znów odcięli ciepłą wodę. Nie ma co, cudowność tego miejsca nie znała granic. Z łazienki wyszedł cały zmarznięty, ale przynajmniej z pustką w głowie. Udał się do swojego pokoju, który zwykł zwać klitką ze względu na jego zaskakująco małą powierzchnię. Ledwie mieściło się tam jednoosobowe łóżko, biurko, krzesło i komoda na ubrania, na której w wieżyczkami poustawiane były podręczniki, zeszyty i wypożyczone książki. Ubrany w koszulkę i bokserki, padł na wysłużone łóżko. Ledwie dotknął głową poduszki, a już spał głębokim snem.

sobota, 1 marca 2014

Acarsaid Rozdział IV

Dziękujemy za komentarze, tylko szkoda ze nam ich tak skąpicie, bo są naprawdę motywujące.
Jeśli chodzi o notkę, mam nadzieje że będzie się podobać (czekamy na opinię) wyszła strasznie długa(ma aż 7 stron! o.O ) 
Miłej lektury I ZOSTAWCIE ŚLAD PO SOBIE! 


- O, kogo moje piękne oczy widzą? - powitała go jak zawsze skromna Meg.
- Mnie również miło cię widzieć. - odparł nad wyraz rozpromieniony, siadając obok niej na jednej z niewygodnych korytarzowych ławek
- Co się stało, że zawitałeś w szkolnych progach?
- Stęskniłem się.
- No na pewno nie za mną. - prychnęła.
- Czemu?
- Bo byś się, jełopie, odezwał.
- Oj - zbył ją machnięciem ręki - musiałem coś przemyśleć.
- Przemyśleć? - przyjaciółka nie kryła prześmiewczego sarkazmu - Chyba wyleczyć.
- Co masz na myśli? - zapytał ostrożnie.
- Bolało?
- Co?! - szlag trafił ostrożność.
- Dupa, a co.
JezusMariaCas, o czym ona do mnie mówi?!
- A czemu miałaby boleć?
- Straciłeś cnotę? - bardziej stwierdziła, niż spytała.
- Co? Nie! Co? - zaczął się plątać. Dziewczyna przysunęła się bliżej, uważnie studiując jego oblicze.
- Więc czemu jesteś taki radosny?
- Bo nie mam powodów do zmartwień? - zasugerował.
- Powiedział największy emos, jakiego znam.
- Nie jestem emo. - obruszył się.
- Tia... Tak czy siak, mów co się stało. - naciskała Meg.
- Nic się nie stało, po prostu - zawiesił głos, robiąc efektowną pauzę - życie jest piękne.
- Ahahahaha. - blondynka zaniosła się gromkim śmiechem, lecz widząc lekko urażoną minę, spytała zdziwiona - Ty tak na poważnie?
- Bardzo poważnie, a teraz ruszaj krągłe dupsko. Zaraz dzwonek.
- Lecisz jak na skrzydłach do Erskine'a na historię i mówisz mi, że nikt ci nie rozruszał dupci? - zadrwiła.
- Moje dziewictwo jest na swoim miejscu, nie musisz się o nie martwić. Tak szybko go nie stracę.
Zadzwonił dzwonek, ruszyli w stronę sali, podobnie jak tłumy innych uczniów.
- Czyżby? - potaknął jej, więc dodała - No ale powiedz mi cokolwiek, bo zaraz wyjdę z siebie i stanę obok.
- No więc - nadstawiła uszu, oczekując smaczków, czekało ją jednak kolejne rozczarowanie - marzenia się spełniają. - odparł rozmarzonym tonem, a piękny promienny uśmiech wykwitł mu na twarzy. Tym bardziej, że na horyzoncie widział już Craiga.
- Ugh, nienawidzę cię. - zrobiła minę oburzonego pięciolatka - I ostrzegam, że prędzej czy później to z ciebie wyciągnę.
- Ok, ok. - już jej nie słuchał, umysł skoncentrował na jak zawsze zabójczo wyglądającym nauczycielu. Wchodząc do sali skrzyżował krótkie spojrzenie ze swoim mężczyzną Moim mężczyzną? Uh, jak to nieprawdopodobnie brzmi!
Po kilku minutach uczniowie zajęli swoje miejsca, więc Craig rozpoczął zajęcia, usilnie starając się odepchnąć myśli o Lennoxie jak najgłębiej w zakamarki umysłu. Lecz jak tu sprostać takiemu wyzwaniu, gdy twój wzrok sam go odnajduje, podświadomie wędrując ku ostatniej ławce od okna. Na twarzy siedzącej w niej osoby gościł uśmiech, co sprawiało, że sam miał ochotę się uśmiechnąć. Może i nie grzeszył skromnością, myśląc w ten sposób, lecz nic nie mógł poradzić na świadomość tego, iż to on może być źródłem owego uśmiechu. Godzina minęła dość szybko, nawet nie zauważył, kiedy sygnał na przerwę przerwał mu mowę o stosunkach między Niemcami a ZSRR w okresie II wojny. Cóż, będzie musiał dokończyć jutro. Już on sobie to odbije.
- Lennox, proszę do mnie. - przywołał go do siebie akurat w momencie, gdy chłopak miał go minąć. Jego wierna towarzyszka zatrzymała się, najwyraźniej czekając na kolegę.
- Idź, dojdę. - zwrócił się do niej Niall. Meg zmierzyła go podejrzliwym wzrokiem, ale wyszła z sali, pożegnawszy się z nauczycielem, siląc się przy tym na uprzejmość.
- Mam nadzieję, ze jesteś na tyle rozumny, aby nie mówić absolutnie nikomu - zaznaczył historyk - o tym, co się między nami wydarzyło. - ściszył mowę do półgłosu.
- Wstydzisz się? - spytał, zachodząc za biurko, następnie przysiadając na jego krawędzi.
- Nie tyle wstydzę, co myślę rozsądnie. - odparł. Przynajmniej póki co. Jak tak dalej pójdzie, to nie ręczę za siebie. Starał się nie myśleć o nieprzyzwoitych rzeczach.
- Wiem, jakie mogłoby to mieć konsekwencje, mimo wszystko aż tak głupi nie jestem.
Wiem? Ba, za mało powiedziane. Powinienem spieprzać jak najdalej. No, ale cóż... Jednak jestem trochę głupi. Trochę, żeby tylko. Śmiał się sam z siebie w duchu.
- Tego nie powiedziałem. - wcale nie miał go za tępego gówniarza. - Chciałem się tylko upewnić. I dlatego zapytam wprost. - postawił sprawę jasno - Jesteś na to gotów? Pytam teraz i daje szansę na zduszenie tego w zarodku. - szare tęczówki patrzyły z ogromną powagą zza okularów.
- W zarodku. - dobre sobie - To trzeba było się pytać, zanim wepchnąłeś mi język w usta.- stojący naprzeciw zgromił go ostrym spojrzeniem - Ale tak, jestem. A ty?
Craig odetchnął głęboko.
- Ja również. - odparł zwięźle. Po chwili na jego twarzy zawitał imitujący szyderstwo uśmieszek. - A mój język jak widać, potrafi być bardzo przekonujący. - Do reszty ocipiał, żeby wygadywać takie bzdury, jeszcze tutaj, w obrębie szkoły.
- Ha, żeby to jeszcze był on.
- Co mam przez to rozumieć? - dociekał.
- Nie ważne. Może kiedyś ci powiem. - wzruszył ramionami. Fuck, znów się wkopuję, tylko wyjdę na idiotę. Rawrr.
- A może dzisiaj? - zaproponował nieoczekiwanie dwudziestosiedmiolatek.
- Hm?
Zmniejszył dystans między nimi, wciąż pozostając w "bezpiecznej" odległości.
- Może dzisiaj powiesz mi, co miałeś na myśli. Kiedy się spotkamy. Co ty na to? - zapytał miękko.
- Mhm. Chyba nie mogę odmówić. - uśmiechnął się.
- Oczywiście, że nie. Jakby w ogóle istniała taka możliwość. - zmrużył oczy w typowy dla siebie sposób - Przyjdź o siedemnastej pod "nasz" sklep. Potem znajdziesz mnie już bez problemu.
- Yhm, ok. - przytaknął.
- No więc. - zaczął, odsuwając się nieznacznie - Do zobaczenia.
- Do zobaczenia. - zarzucił torbę z powrotem na ramię, po czym odwróciwszy się, opuścił pomieszczenie. Gdyby tylko ktoś spojrzał w tabaczkowe tęczówki, mógłby dostrzec zawód.

Skończywszy pracę, nie skierował się prosto do domu, lecz od razu w stronę wiadomej okolicy. Z budynku szkolnego wyszedł wściekły jak osa, jako że był już właściwie spóźniony. Wymuszono na nim dodatkowe godziny, choć powinien skończyć znacznie wcześniej. Ledwo się wyrwał. Pognał do samochodu i po piętnastu minutach dotarł na umówione miejsce spotkania. Żywił nadzieję, iż Niall nadal tam jest, choć wiedział, że nie było obowiązkiem chłopaka czekać niczym wierny człeczyna na Godota.
A jednak był. Na wpół stał, na wpół siedział, oparty biodrami o pojemnik na piach, bijący po oczach odcieniem intensywnej żółci. Na uszy nałożył słuchawki, umilając sobie czas muzyką, przez cały czas wpatrując się w wyświetlacz telefonu - niby przeglądając listy odtwarzania, ale ciągle liczył upływające minuty.
Uniósł głowę w momencie, kiedy Impala wjechała na parking, pomimo to nie ruszył zadka ze skrzyni służącej mu za siedzisko.
Wiedział, że został zauważony, napotkał bowiem spojrzenie ciemnych oczu. Odczekał chwilę, po czym wysiadł, zostawiając pojazd na chodzie. Skierował się w stronę nastolatka.
- Przepraszam. - rzekł z zakłopotaniem. Od kiedy to czuł potrzebę, aby tłumaczyć się przed kimkolwiek? Nie, to nie to, wmawiał sobie. Po prostu Lennox zasłużył na wyjaśnienie. Każdy by tak postąpił w razie spóźnienia - Coś mi wypadło.
- Spoko. - wstał z zajmowanego przez siebie miejsca i otrzepał czarne spodnie - To gdzie mnie pan porywa, panie Erskine?
- Za dużo pytań, panie Lennox. - na powrót wsiadł za kierownicę. Niall usadowił się obok niego, w fotelu pasażera - Chyba będę musiał przytkać komuś tę jego śliczną buźkę. - zaśmiał się.
- Czyżby? Bo jeszcze sobie coś ubzduram.- Uniósł brew.
- A co na przykład? - wycofując się z parkingu, wykręcił, następnie wyjechał na ulicę.
- Że pożądasz mnie tylko w kontekście cielesnym.
Słowa młodszego go nie zaskoczyły, mógł się tego spodziewać, skoro sam nakręcał ten młynek.
- Cóż, jeśli mam być szczery - zaczął - to do ideału wiele ci brakuje. Ale nie zapominajmy o mnie. Ja też nim nie jestem. Okej, teraz na poważnie. Nie wplątywałbym się w to, gdybym nie miał zamiaru traktować cię poważnie. Owszem, odczuwam do ciebie pociąg. Nie wziął się on jednak znikąd.
- Rozumiem... - poczuł, jak pąsowieją mu policzki. Odwrócił się w drugą stronę, aby ukryć niechcianą oznakę zawstydzenia.
Niebawem zatrzymali się przy parterowym domu, na peryferiach miasta. Budynek był na oko niewielkich rozmiarów, które wynagradzało zadbane otoczenie. Działka otoczona niskim drewnianym płotkiem, w dużej części obrośniętym winoroślami, swoją drogą porastających też część budynku. Kilka krzewów na froncie działki i widoczny lasek za domem, który wchodził aż na teren posesji.
- Jesteśmy. - oznajmił, przerywając młodzieńcowi analizę otoczenia. Dał on wyraz swojemu zdziwieniu i niepewności, unosząc brew, ale nic nie powiedział.
- Coś nie tak? - zerknął w jego stronę.
- Nie.
- Na pewno?
- Yhym.
- W takim razie chodźmy.
- To chodźmy. - wysiadł z samochodu.
- To chodźmy. - powtórzył, choć robiło się to już niepoważne. Na twarzy igrał chłopięcy uśmieszek, kiedy szedł za swym miłosnym nabytkiem, z wzrokiem utkwionym czarnej skórzanej kurtce doń należącej.
Przeszli przez nieduży skrawek trawnika, gdzie ciągnął się chodnik z dość starych płyt betonowych, prowadzący do kilku schodków, po których wchodziło się na werandę jednokondygnacyjnej budowli o ceglanej fasadzie. Sam budynek miał ciepły jasnobrązowy odcień, dach natomiast dużo ciemniejszy, z wystającym nadeń kominem.
Niall stanął właśnie przed drzwiami, zaszedł go więc od tyłu, przytulając się do jego pleców, brodę zaś opierając na ramieniu. Dłonią trzymającą klucz sięgnął do zamka, by go otworzyć.
- Stoisz mi na drodze. - mruknął, jak gdyby mu to w ogóle mogło przeszkadzać. Wolne żarty. Byłby wtedy chyba niedorozwinięty.
- Doprawdy? Wystarczyło powiedzieć. - prychnął.
Weszli do środka. Nialla powitał ciasny i ciemny przedpokój. Zdjął trampki i czekał na mężczyznę, co okazało się całkiem zbyteczne, albowiem nie mogąc już tak dłużej - powstrzymywał się wystarczająco długo - dosięgnął go swoimi ustami, więżąc przy okazji między swymi rękoma, wspartymi o ścianę po obu stronach twarzy chłopaka.
Oparłszy się o zimną ścianę, jedną dłoń zacisnął na ubraniu Craiga. Oddając się pieszczocie, uchylił usta; tamten nie marnował czasu i skorzystał z okazji. Wkradłszy się do nich językiem, zataczał okręgi w gorącym wnętrzu, racząc się nimi.. Kubki smakowe wychwyciły charakterystyczną dla pasty do zębów nutkę mięty.
Gdy wreszcie oderwali się od siebie, szarooki otarł się nosem o nos nastolatka. Ująwszy zarumienioną twarzyczkę w dłonie, musnął usta ponownie
- Wybornie smakujesz. - wyszeptał mu w usta, po czym skubnął je raz jeszcze. Niall pokraśniał i zamruczał z zadowoleniem, pozwalając mu na wszystko, na co starszy miał ochotę.
Spojrzał nań z góry, od początku rozpoczynając długie namiętne karesy. Ujął chłodną w dotyku dłoń i zakończywszy pieszczotę, poprowadził gościa głębiej we wnętrze domu.
Kremowe ściany pokoju dziennego przyozdobione były czaro-białymi fotografiami. Lennoxa zastanawiało, czy przedstawiały one członków rodziny Erskine, czy też zupełnie obcych ludzi. O to postanowił spytać się przy innej okazji.
Umeblowanie było skromne, ale nie bez gustu: klasyczny regał w ciemnym kolorze, najprawdopodobniej z drewna orzecha włoskiego, uginający się pod ciężarem książek w towarzystwie telewizora, stał pomiędzy dwoma wysokimi oknami, w których wisiały białe firanki. Na środku pokoju umiejscowiono dwuosobową brązową sofę oraz fotel w tym samym odcieniu, naprzeciw niego biały kominek. W samym centrum, między nimi stał mały stoliczek, a na nim laptop w otoczeniu masy papierów, oraz kubka po porannej kawie.
Do niewielkiej kuchni utrzymanej w barwach bieli i kawy, wchodziło się z salonu przez łódkowatą ościeżnicę. Znajdowały się w niej podstawowe meble kuchenne: szafki wiszące i stojące, zlew, kuchenka gazowa, lodówka, mikrofala, czajnik. Pod oknem skierowanym na wschód mieścił się prostokątny drewniany stół pomalowany na biało, a przy nim trzy brązowe krzesła z miękkim obiciem.
- Witam w moich skromnych progach.
Czuł się nieswojo, nie wiedział, jak się zachować, ani co robić. - Mogę skorzystać z łazienki?
- Tamte drzwi, koło kominka. - wskazał skinieniem kierunek.
- Dzięki.
Po pięciu minutach wrócił i usiadł na kanapie. Dostrzegł że papiery jak i inne przedmioty wcześniej znajdujące się na stole, teraz zniknęły.
- Napijesz się czegoś? Soku, Herbaty? - spytał kasztanowowłosy, wychylając się z kuchni.
- Herbaty.
- Ok. Mam tylko zwykłą, może być? - upewnił się.
- Dobrze. Byleby nie była zbyt mocna.
Czajnik już po chwili pyknął w charakterystyczny dla siebie sposób, sygnalizując tym samym, że woda się zagotowała. Zalawszy nim zawartość dwóch kubków, z jednego z nich Craig usunął esencję smaku pod postacią torebki, zgodnie z zaleceniem przybyłego. W przeciwieństwie do niego, lubił czuć mocniejszy posmak
- Ile słodzisz?
- Dwie.
Dostosowując się do wytycznych rudowłosego, wsypał dwie łyżeczki cukru, sobie zaś trzy. Postawiwszy przygotowane napoje na stoliku, sam przysiadł obok Nialla.- Możesz powiedzieć mi, czego oczekujesz? - zapytał z nagła.
- Hm? Hah, wyjąłeś mi to z ust. - prychnął, ale zaraz spoważniał - Nie wiem.
- Ja też. - przyznał. Pochylił się do przodu, opierając łokcie o kolana, splecionymi dłońmi zaś podparł brodę. Niall, tak naprawdę nie mam nic wartościowego, co mógłbym ci dać. - Kompletnie nie wiem, co dalej. Niby wszystko stało się jasne, ale... - urwał.
- Nie wiesz, czy tego chcesz, rozumiem... - Właśnie, że nie rozumiem. Nie mów mi teraz, że chcesz mnie przelecieć i zostawić, albo że masz zamiar się wycofać. Bo co, bo nie mam cycków? Nie stop, nie wychodź przed orkiestrę. - Byłeś już wcześniej w... takim związku? - pytając, poczerwieniał. Serio, przy nim nie robi już niczego innego.
- Masz na myśli związek homoseksualny? Więc... Nie. - zaraz sprostował wcześniejsza wypowiedz - Nie byłem. Ty jesteś pierwszy.
- Dlaczego?
- Nie wiem. - stwierdził zgodnie z prawdą - Nigdy nie odczuwałem pociągu do osób tej samej płci. Owszem, mogłem stwierdzić, że któryś z napotkanych mężczyzn jest przystojny, wniosek ten opierał się jednak tylko i wyłącznie na stwierdzeniu wynikającym z obserwacji. - wyjaśnił - Ty jesteś inny. Pierwszy, o którym mogę powiedzieć, że... Przy tobie czuję się nieswojo z myślą, że jesteś kimś, kto zawrócił mi w głowie.
- I tylko tyle, zamieszałem ci w głowie?
Przełknął ślinę. Zadał sobie to samo pytanie. Czy ten chłopak, to co do niego czuję, o ile coś czuję, to tylko coś przelotnego? Nie, to niemożliwe. Erskine zażegnał jakiekolwiek wahania i wątpliwości. Jedno było pewne oraz najważniejsze: Niall Lennox nie był mu obojętny.
- Nie zrozum mnie źle. - postanowił ostrożnie dobierać słowa, na wszelki wypadek - Czuję, że jesteś dla mnie ważny i zależy mi na tobie. I... - zawiesił głos, nie będąc pewnym, czy może to powiedzieć. No już, wykrztuś to z siebie, idioto. - I że chcę z tobą być.
- Ale jesteś tego pewien?
- Tak. - Odpowiedź sama wyszła z jego ust - Tak, jestem pewien. - powtórzył, jakby sam utwierdzał się w tym przekonaniu.
- Mogę? - głupie pytanie. I tak nawet nie czekał na odpowiedź. Po prostu wtulił się w mężczyznę. Ten wzdrygnął się nieco zaskoczony.
- Oczywiście. - odparł bezsensownie, skoro czuł już ciepło ciała przy swoim własnym. Niall ukrył twarz w zagłębieniu jego szyi, przymykając oczy.
Objął go ręką, przyciągając bliżej siebie. Wtem zaświtała mu w głowie pewna kwestia, ciekawiąca go od niedawna.
- Swoją drogą od kiedy TO trwa? - kiedy doczekał się niemej odpowiedzi w postaci nierozumnego spojrzenia, sprecyzował - Od kiedy jesteś we mnie... - urwał, wciąż nie potrafił zbyt otwarcie o tym mówić. Czy tak trudno powiedzieć "zakochany"?
- Od roku.
- Jak to? - nie krył ogromu zdziwienia, jakie nim zawładnęło. Od roku... To znaczy, że właściwie od samego początku nauki młodego w tej szkole. Teraz do Craiga dotarły niejasne wcześniej przekazy, jak choćby te ukradkowe spojrzenia Lennoxa, gdy myślał, że starszy nie widzi.
- Rozumiem. - na twarz mężczyzny wypłynął uśmiech.
- Nie śmiej się. - wydął policzki, robiąc minę ofuczonego dzieciaka, co rozbawiło Craiga jeszcze bardziej.
- Nie śmieję się. Po prostu się cieszę. Miło wiedzieć, ze jestem na tyle atrakcyjny, by się komuś podobać.
- Serio? Nie mów, że nie zauważyłeś.
- A jest coś do zauważania? - zapytał, niby nie mając bladego pojęcia, o co może chodzić. Mów, Niall. Z przyjemnością posłucham.
- Popatrz na dziewczyny. - parsknął.
- Dziewczyny? Że niby co? Nie mów, ze jestem podobny.
- Trochę, ale nie o to chodzi... one ledwo powstrzymują ślinotok
- Uhm... - zabiję cię za to "trochę" - To chyba dobrze, że jestem wyględny.
- Chyba tak. - miał ochotę się z nim całować. Ale co on mógł, jak tego nawet nie umiał. Ugh, jak mu było z tego powodu wstyd.
- Cos taki czerwony, jak pensjonarka? - oczyma wyobraźni ujrzał obraz tego, jak mógłby sprawić, aby nadal takie pozostały, ba, nawet stały się jeszcze czerwieńsze. Odrzucił to jednak na bok, wraz z powrotem na ziemię.
- Nic.
- Odnoszę wrażenie, że nie chce pan ze mną rozmawiać, panie Lennox?
- Chcę, ale nie wiem, co mam mówić. - dukał.
- Cokolwiek wyjdzie z twoich ust, sprawi mi przyjemność - chciał znów go zawstydzić. Podziałało.
- Czyżby?
- Lubię brzmienie twojego głosu. - wymruczał. Szło mu coraz lepiej. Uśmiechnął się do siebie triumfalnie, szkarłatny rumieniec nie opuszczał lica nastolatka, który znów uciekł wzrokiem - Więc może powiesz coś jeszcze? - nie wiedzieć w jaki sposób, teraz to on bawił się w trącanie nosem jego szyi.
Odchylił ją, dając mu do niej dostęp.
- Hm? Więc masz zamiar milczeć? To do ciebie niepodobne. - skubnął skórę ustami, odkrywając tym samym jej niezwykłą wrażliwość. Chłopak zamruczał, nadstawiając szyję.
- Więc moje usta na coś się wreszcie przydały. - każde słowo wypowiadał osobno, na przemian po darowując swojemu chłopcu pieszczoty.
- Yhyym..
Narzędziem pieszczot, jakim był język, wyznaczył ścieżkę wzdłuż karku. Przeszedłszy przez delikatną linię szczęki, znalazł się tuż obok ust. Pocałunek przepełniała subtelna namiętność. Napierając nań ciężarem swojego ciała, zmusił chłopca do opadnięcia w pozycję leżącą. Teraz wisiał nad nim z doskonałym widokiem na nieskazitelne piękno osoby, będącej mu obecnie bliższą niż ktokolwiek. Składał coraz więcej pocałunków na zniewalającym ciele, którego wciąż było za mało.
Poddawał się wszystkim poczynaniom, dalej pozostając biernym, co strasznie go frustrowało. Jedynie gładził kark partnera opuszkami palców. Dla Craiga zaś poza smakowaniem Nialla nie liczyło się nic więcej.
Nienaumyślnie wsunął kolano pomiędzy nogi, drażniąc tym samym krocze młodszego i wydobywając zeń jęk. Dochodząc do wniosku że idzie to za daleko, Niall położył mu dłoń na klatce piersiowej i delikatnie odpychając, poprosił:
- Craig. Craig, przestań. - choć przeczył własnemu sercu, niestety to rozum okazał się silniejszy, wygrywając z wewnętrznymi pragnieniami.
- Aha, zaraz... - mruknął pośpiesznie, byleby tylko móc dalej cieszyć się słodyczą Nialla.
- Craig, proszę. – pchnął go nieco mocniej, dopiero wtedy obudził się całkowicie. Umysł powrócił do stanu używalności, szarooki odsunął się, zaskoczony siłą własnego odurzenia.
- Wybacz, poniosło mnie trochę. - Trochę, to raczej za mało powiedziane. Ty się na niego rzuciłeś, kretynie!
- Nic się nie stało. - zapewnił. Czuł, jak płoną mu policzki. Usiadł z powrotem, gdy tamten wreszcie z niego zszedł. Nie za bardzo wiedział, co powiedzieć.
- Jeszcze nie. - sprostował, patrząc mu przy tym w oczy nieodgadnionym spojrzeniem - Jak ty to robisz?
- Co? - przygryzł wargę zawstydzony całą sytuacją.
- Wystarczy jedno twoje spojrzenie, a mam ochotę się na ciebie rzucić...
Mówił tylko prawdę, nic poza tym.
- Uhm... Nie mogę, to... - To było ponad jego siły. Nie chciał oglądać teraz swojej twarzy w lustrze, czerwień osiągnęła swój najintensywniejszy odcień.
- Czy naprawdę jestem aż tak niewyżyty? - utkwił w nim rozbawione, lecz wciąż pozostające gorącym spojrzenie.
- Nie wiem.
- Myślę, że jednak tak. - westchnął, opierając tył głowy o miękki zagłówek.
- Umm. W sumie mi to pochlebia. - odezwał się cicho, uśmiechając przy tym delikatnie.
- Miło, że tak myślisz. - prowadzili konwersację, jak gdyby przed chwilą nic nie zaszło, a on wcale się doń nie dobierał. Powoli wracało względne unormowanie.
- Więc - ni z gruchy, ni z pietruchy, rzucił pierwszym lepszym pytaniem - Ten... co lubisz robić? - Serio, nie mogłem wymyślać nic lepszego? Choć w sumie chcę to wiedzieć. Wiedzieć o nim wszystko.
- Ciekawi cię to?
- A czemu nie miałoby? - pytanie najlepszą odpowiedzią na pytanie.
- No więc, skoro chcesz tego słuchać. - zaczął - Lubię oglądać seriale, słuchać muzyki, czytać, patrzeć w niebo, obserwować ludzi, spędzać czas z Meg i...
- I? - czemu Erskine odniósł wrażenie, że to „i” dotyczyło właśnie jego?
- Patrzeć na ciebie. Szczególnie, gdy mówisz o czymś, co jest twoją pasją, czyli historii... - znowu nie potrafił wydobyć z siebie słowa - Kiedy mnie przytulasz i całujesz.
W odwiedzi na te wyznania, zbliżył się znów, całując głęboko, powoli, namiętnie.
- Tak jak teraz? - zmusił go do ponownego wtulenia w swój tor.
- Yhymm. - zamruczał z zadowolenie.
- W porównaniu z tobą, historia zaczyna blado wypadać w rankingach.
- Aż trudno w to uwierzyć.
- W sumie to masz rację. Tego się nie spodziewałem. Że tak to się właśnie potoczy.
- Mhm... - przytaknął jedynie. - A ty co lubisz?
Ja? A co ja mogę lubić.
- Cóż, chyba zaczynam lubić ciebie. Reszta jest oczywista. - mruknął.
- Zaczynasz lubić? - powtórzył.
- "Jesteś mi bliski" nie znaczy "lubię cię". - odparł. Może nie powinien tego mówić? - Jesteś męczący, irytujący, ponadto masz do mnie zero szacunku. - widząc jego bezcenny wyraz twarzy, który pewnie nieprędko ujrzy, mrugnął szelmowsko - Żartowałem.
- Nieprawda, szanuję cię. Możesz zarzucić mi wszystko, ale nie to, że cię nie szanuję. - poderwał się gwałtownie, ignorując stwierdzenie „żartowałem”
- Więc co mają znaczyć twoje złośliwości?
- Głównie ukrywanie uczuć - uspokoił się nieco - i może trochę chęć zwrócenia na siebie uwagi.
- Hm. Jak o tym pomyśleć, to całkiem logiczne ze strony zakochanego podlotka. - uśmiechnął się złośliwie.
- I kto to mówi? - pokazując mu swój uroczy język, sprawił mu ogromną przyjemność
- Masz mi coś do zarzucenia, podlotku?
- Bo to ty zachowywałeś się bardzo profesjonalnie, szczególnie ostatnimi czasy. - ironizował.
- Na przykład?
- Serio, mam ci to przypominać? -widząc pytające spojrzenie szarych oczu, kontynuował - No więc: gabinet pielęgniarki, obserwowanie mnie, zarówno na lekcjach jak i przerwach... O! I gapienie się na mój tyłek, gdy prowadziłem lekcję.
- Cze... Co, skąd ty?! - Niall wyprowadził go z równowagi tak skutecznie, jak to miewał w zwyczaju - Skąd wiesz? - zapytał bezmyślnie.
- Czułem twój wzrok, poza tym inni uczniowie też mają oczy. Meg mi powiedziała. Tak w ogóle ona coś podejrzewa.
Zapowietrzył się.
- Meg Talbot... Musimy na nią uważać. - wydusił z siebie już normalnym tonem.
- Łatwiej powiedzieć, niż zrobić. Poza tym nie będzie miała nic przeciwko naszemu... związkowi? - nie wiedział, jak nazwać relacje między nimi - Jedynie może nazwać cię pedofilem - zdobył się na żart.
- Nie ma żadnego związku. - odezwał się ostrzej, niż zamierzał. Zdenerwował się - Formalnie nie ma. - wyjaśnił naprędce, napotykając krzywe spojrzenie ze,strony młodszego - A co do tej dziewczyny... Jesteś pewien, że możesz jej zaufać?
- Co masz na myśli, mówiąc że to nie żaden związek? - odsunął się, puszczając mimo uszu pytanie dotyczące przyjaciółki - Zresztą, nieważne. - pokręcił głową i spojrzał na zegarek wskazujący prawie dwudziestą - Powinienem się zbierać. - znów wolał uciec, aniżeli usłyszeć, że jest kimś "tylko na chwilę".
- Racja. - nie mógł go tak zatrzymywać.- Podwieźć cię?
- Nie. - wstał - Powiedz mi tylko, gdzie jest najbliższy przystanek.
- Przecznicę stąd.Wychodzisz ode mnie i skręcasz w lewo. Potem cały czas prosto, za skrzyżowaniem już będzie przystanek.
- Dzięki. - ruszył do przedpokoju, gdzie ubrał się - To cześć. - wyszedł, nie czekając na odpowiedź.
- Cześć. - bąknął cicho. Mężczyźnie odpowiedziała głucha cisza.
Czemu miał wrażenie, że zbagatelizowanie nowo powstałej trudności było błędem?