niedziela, 13 kwietnia 2014

Acarsaid Rozdział VI



- Młody, wstajesz? - przez mglisty woal snu dotarł doń kobiecy głos, z którym nie skojarzył nikogo. Chcąc pozbyć się natręta, naciągnął kołdrę po same uszy, ale ktoś nieproszony zerwał ją jednym ruchem - Pytam ostatni raz: wstajesz czy nie? Nie jestem twoją niańką i nie będę stać nad tobą godzinami.
W nozdrzy dotarł intensywny zapach papierosów, co podziałało bardziej otrzeźwiając, niż kubeł lodowatej wody wylany wprost na głowę.
Posłał jej nienawistne spojrzenie
- Ellen, wypieprzaj mi stąd z tym świństwem - brunetka założyła ręce na piersi, podkreślając tym samym imponujących rozmiarów silikonowy biust, prawie że wypływający z eksponującego kobiece walory dekoltu. Zbyt skąpe wdzianka stanowiły znak rozpoznawczy Ellen Tarver - I ubierz się. - usiadł, przecierając zaspane oczy.
- Zaraz, najpierw musiałam cię chyba obudzić, nie?
- Dopiero wróciłaś?
- Tak, a teraz ogarniaj dupsko, jest wpół do siódmej. - zniknęła za drzwiami.
- O fuck. - zerwawszy się jak oparzony, rzucił się do szafki, skąd wyciągnął czystą bieliznę i grafitową koszulkę. Wyleciał z pokoju z prędkością torpedy, jakoby gnany napędem odrzutowym i już miał wejść do łazienki, kiedy doznał gwałtownej iluminacji.
Przecież nie chciałem nawet jechać. To po kiego lecę teraz na złamanie karku? Jak zdążę to dobrze, jak nie to nie. Bywa. Jego problem. Uśmiechnął się wrednie i sięgnął ku klamce skrzydła drzwiowego do łazienki, które nie ustąpiło.
- Poczekaj chwilę, kąpie się! - zza zaparowanej szyby w drzwiach dało się słyszeć głos trzydziestodwulatki.
- Kobieto, ja się śpieszę! - odkrzyknął.
- Zdążysz! - Czy ona zawsze musi podchodzić do wszystkiego z takim zlekceważeniem i beztroską?
- Muszę umyć głowę!
- Mogłeś to zrobić wczoraj.
- Ale nie zrobiłem.
- To już nie mój problem.
- Ellen!
- Masz półtorej godziny!
- Mam olimpiadę, sklerotyczko! Zbiórka o siódmej trzydzieści!
- Jak ci tak śpieszno, to mogę cię wpuścić, ale ja się nigdzie nie wybieram!
- Jesteś okropna i uważaj, bo posądzę cię o pedofilskie zapędy! - Nie tylko, ją mógłbyś o to posądzić. Szepnął mu wredny głosik podświadomości.
- I nadal nic by ci to nie dało!
- Nieważne. - skapitulował.
Jędza, nie musi mi o tym przypominać na każdym kroku, przecież doskonale to wiem.
Wrócił do pokoju gdzie ogarnął się nieco i ubrał. Włosy spiął w kucyk, z którego wychodziło kilka pasm. Zapakowawszy ubranie na zmianę i podręcznik od historii do torby, wyszedł z pokoju. "Babysitterka" akurat zwalniała łazienkę, więc skorzystał z okazji i umył szybko zęby. Na ostatki wetknął do bagażu podstawowe środki czystości. Gdy wyszedł, napotkał badawcze spojrzenie Ellen, przebranej już w różowy dres, z ręcznikowym turbanem na wilgotnych włosach.
- Gdzieś się później wybierasz? - w dłoni trzymała czarną marynarkę, widocznie przewidując, że chłopak, zaraz będzie jej szukał. Cóż, nie było to wcale trudne do wydedukowania, znając jego preferencje modowe i tendencje do gubienia wszystkiego.
- To dwudniowy konkurs. - naciągnął na siebie okrycie wierzchnie i podwinął rękawy, jak to miał w zwyczaju.
-Wie?
- Nie mówiłem mu.
- Powinieneś.
- Wiesz, jaka byłaby reakcja, wolę uniknąć kolejnej kłótni.
- Niech ci będzie, baw się dobrze... ale nie za dobrze. - jej "rape face" mówił sam za siebie.
- Pff, lecę. - na wylocie złapał jeszcze skórę.
Wyszedłszy na zewnątrz, dotarło do niego, ze wcale nie jest tak ciepło, jak mogłoby się wydawać. W zetknięciu z porannym chłodem, przez plecy Lennoxa przebiegła fala nieprzyjemnych dreszczy. Słońce niby wyglądało zza chmur, ale temperatura nie była zbyt wysoka. Dobrze że zabrał ze sobą kurtkę. Zerknął jeszcze na godzinę w telefonie: siódma trzydzieści osiem, a do szkoły ponad dwa kilometry.
Zdążę to zdążę, nie to nie. Z taką myślą ruszył w stronę szkoły.
Utwierdzony w przypuszczeniu, że nikogo nie zastanie, dotarł na miejsce zbiórki. Oczywiście spóźniony. Jakież było jego zdziwienie, gdy okazało się, że bus nadal stoi na parkingu przed szkołą. Co prawda wszyscy uczniowie znajdowali się już w środku, jedynie dwóch nauczycieli stało przed środkiem lokomocji. Erskine'a w towarzystwie Harrisona, profesora matematyki..
- Dobry. - rzucił na powitanie zobojętniałym tonem, wręczając wychowawcy zgodę w tradycyjnej formie pisemnej. Ten odpowiedział formułkowym „dzień dobry”, zawieszając wzrok na Lennoxie, być może nieco dłużej niż wypadało. Młody przywitał się również z kierowcą i nauczycielką geografii, po czym udał się do najbardziej wyludnionego miejsca, na tyle busa. No tak, w końcu to kujony, wolą trzymać się swoich psorów. Naciągnął słuchawki na uszy, a wzrok odruchowo podążył za myślami, znajdując punkt zaczepienia na gronie opiekunów. Czy to głupie czuć ukłucie zazdrości, widząc go z kimś innym? Co z tego, że tym"kimś innym" jest matematyk, nie stanowiący żadnej konkurencji. Z tego co wiem, ma żonę i dziecko w drodze. Ale ta przesłodzona geografica? Miła, atrakcyjna, ma cycki jak jakaś dojna krowa rodem z anime. Craig, jedno wielkie homo nie wiadomo, pewnie na nie poleci. Eeeh nie powinienem odczuwać zawiści o to, czego tak naprawdę nigdy nie miałem. Cholera, czemu to tak bardzo boli? I jeszcze majta mu przed oczami tymi cyckami. Ugh, ona mu zaraz wpełznie na kolana! Czy on serio tego nie widzi, czy robi mi na złość? Dobra, Niall, spokój.
Uciekł wzrokiem, przenosząc go na migający obraz za oknem. Kilka minut później spał już jak dziecko.
Rozmowa z Butler służyła jedynie powierzchownej roli odgrywanej grzecznie w szarej masie społeczeństwa. Był niczym innym, jak jedną z setek tysięcy mrówek, którą Bóg najwyraźniej sobie upodobał do zabaw z nasłonecznionym szkłem powiększającym, tuż nad samym czubkiem mrowiska. Dziwnym trafem parzący promień za każdym razem dosięgał wyłącznie Craiga, nikogo innego. A może tylko tak mu się wydawało? Tak czy inaczej, Niall definitywnie zburzył, i tak już będącą w opłakanym stanie, stabilizację życia, jakie Erskine zdążył sobie dopiero co ułożyć.
Tak, oszukuj siebie dalej i nazywaj to życiem.
Do Manchesteru dojechali kilka, może kilkanaście minut po jedenastej. Idealnie, żeby zostawić rzeczy w miejscu zakwaterowania i jeszcze zjeść coś przed pierwszym etapem konkursu, którego rozpoczęcie wyznaczono na godzinę trzynastą.
Erskine obserwował wychodzących uczniów, cieszących się z wyczekiwanej możliwości rozprostowania nóg, nie dostrzegł jednak tego mu najbliższego. Lennox drzemał spokojnie, wsparty przechyloną w bok głową o oparcie fotela. Powiadomiwszy o zaistniałej sytuacji Harrisona oraz Butler, odesłał pobratymców zawodu wraz z uczniami do gospodarzy, mówiąc, że wraz z Lennoxem niebawem ich dogonią. Kierowca również wysiadł, chcąc zapalić po długiej podróży. W ten oto sposób zostali sami.
Podszedł do chłopaka i przysiadł obok. Dzieliło ich teraz jedno miejsce. Przyglądał się śpiącemu obliczu, tak niewinnie i słodko wyglądającemu.
Tak, patrz dalej, pedofilu jeden ty. Podświadomość szydziła, co wystarczyło, by Erskine wrócił na ziemię.
Ze słuchawek wydobywały się stłumione brzmienia muzyki, założywszy więc, że chłopak i tak nic nie usłyszy, potrząsnął lekko jego ramieniem. Niall poruszył się niespokojnie, reagując dopiero, gdy potrząśnięto nim raz jeszcze. Jęknął niezadowolony, unosząc z wolna powieki. Patrzył bezpośrednio na niego, ale jakby go nie dostrzegał. Chwilę minęło, aż młodzieniec pozbył się resztek snu, dochodząc do wewnętrznego ładu.
Odtrącił dłoń mężczyzny i zerwał słuchawki z uszu.
- Czego? - ten głos nie należał do kogoś zadowolonego.
- To tak mówi się do kogoś, komu należą się podziękowania? - Ktoś wstał dziś lewą nogą? Wygląda na to, że nie będę miał dziś lekko. Jak zawsze zresztą.
- Niby za co?
- Chociażby za zbudzenie cnej niewiasty z kamiennego snu. - odgryzł się. Co to za złośliwości? Nie oczekiwał niby, że rzuci mu się na szyję, ale szyderstw także się nie spodziewał. A teraz sam odpowiadał ogniem na ogień, uruchamiając dziecinny "instynkt przetrwania".
- Proszę się nie zapominać. Nie na miejscu jest zwracać się tak do ucznia. - podkreślił ostatnie słowo. Kątem oka zauważył, że są sami, co najprawdopodobniej znaczyło, że są już na miejscu.
- Och, racja. Czy szanowny UCZEŃ zechciałby wysiąść z busa i zaszczycić nas swoją obecnością?
- Jesteś żałosny - stwierdził - i nie traktuj mnie jak dziecko. - wstał z miejsca, w myślach przeklinając wąskie przejścia pomiędzy fotelami.
Coś się w nim zagotowało. Negatywne uczucia targnęły się na umysł, biorąc go w chwilowe posiadanie. Najwyraźniej musi załatwić to w taki sposób, nie inaczej. Wstając, Craig obrzucił szybkim spojrzeniem przestrzeń poza pojazdem, po czym bezceremonialnie szarpnął młodego za ubranie, przyciągając ku sobie.
- Przypomnij mi, jak traktuje się dorosłych. - szare oczy ciskały błyskawice.
- Nie dotykaj mnie. - warknął, wyszarpując się.
- Nie zamierzam. - żachnął się w odpowiedzi, choć w duchu już miał przeklinać samego siebie.
- Właśnie widzę.
- To dobrze. Kto by chciał takiego gówniarza?
To był cios poniżej pasa. Do zielonych oczu napłynęły łzy, a serce, ledwie trzymające się w jednym kawałku, rozpadło się na miliony.
Odezwij się. Powiedz coś, cokolwiek! Ponaglał sam siebie. Chciał coś powiedzieć, odszczeknąć, ale to bez znaczenia. Wszystko bez znaczenia. Wybiegł na zewnątrz, przeklinając własne słabości.
Craig zaś opadł z powrotem na fotel, zastanawiając się, czy to co zrobił dla dobra młodego, rzeczywiście było takie dobre.
Miał poczuć ulgę, uwolnić siebie oraz Bogu ducha winne dziecko od tego wszystkiego, tymczasem dorobił się jeszcze większego ciężaru na duszy. Wewnętrzny zamęt zastąpiła dziwna pustka, uczucie bez nazwy. Usiłował przekonać sam siebie, że tak będzie lepiej. Czynił to od początku i nawet mu się udawało. Jednakże wraz z upływającym czasem, odkrywającym niefortunne karty losu, wizja „dobra”szybko zaczęła się rozmywać. Pojawił się za to realny i jasny obraz rzeczywistości. Czemu zamiast wyjaśnić wszystko na spokojnie, zabawił się kosztem młodego? Chciał sobie ulżyć? Niby w czym? Odpowiedz była prosta: bał się przyznać, ze nie zasługuje nawet na tak nieznaczące uczucie, jakim obdarzył go jakiś podlotek.
Tyle, że jakiś podlotek przestał być nieznaczący, podobnie jak owe uczucie.
Co on tak właściwie dla ciebie znaczy, chłopie?

Siedemnastolatek szedł nieznanymi mu ulicami, gdzieś przed siebie, rozglądając się za przystankiem, czy czymkolwiek co umożliwiłoby powrót do domu. Niestety nic takiego nie było, co jeszcze bardziej go dobijało. Ile by oddał aby znaleźć się w swoim łóżku, zakopać pod ciepłą kołdrą i nie wychodzić do usranej śmierci...
To wszystko go przerastało. Ten cały teatrzyk z olimpiadą stracił sens. Żył jedynie nadzieją, że zostanie zaakceptowany przez Craiga, tymczasem usłyszał to czego tak się bal. Miał ochotę krzyczeć, a najlepiej wskoczyć pod koła jakiegoś tira. Chwile rozważał taka alternatywę wpatrując się w nadjerzdzający pojazd. Byli na obrzeżach miasta, gdzie samochody jeżdżą dość rzadko więc może być to jedyna szansa. Postąpił kilka kroków w stronę ulicy i wtedy poczuł ruch w kieszeni spodni. Nie no w takim momencie wyczucie mogłaby mieć tylko Meg. Wyciągnął komórkę i odczytał wiadomość od przyjaciółki.
„Mam nadzieję, że już ci lepiej. Kotuś, wiem, że dasz sobie radę. Daj znać, jak będziesz miał czas i pokaż klasę na olimpiadzie."
Naprędce wystukał odpowiedź:
„Ok." Cóż za kreatywność, nie ma co, zadrwił z siebie i skierował się w stronę budynku gospody, z którego właśnie wyszła geografica.
- Lennox, stało się coś? - podeszła ostrożnie do ucznia, widząc zaczerwienione oczy.
- Nie. - naciągnął słuchawki na uszy i minął ją, dając tym do zrozumienia, że nie chce z nikim rozmawiać. Zdziwiona nauczycielka ruszyła w stronę busa, z którego właśnie wysiadał historyk.
- Co się stało Lennoxowi?
- A co się miało stać, wiesz że to mały szantażysta. Wstał lewą nogą, a teraz się wyżywa.
- On płakał. - zauważyła Butler.
- Pewnie nie ma się czym przejmować.
- Myślę, że jako wychowawca jednak powinieneś z nim porozmawiać. - oznajmiła ze szczerą troską. Różnica między nimi, zarówno pod względem wieku jak i czasu w wykonywanym zawodzie nie wynosiła aż tak dużo, mimo to Craig traktował koleżankę po fachu jako autorytet. I tym razem musiał przyznać jej rację.
- Racja, porozmawiam z nim. - poświadczył, choć i tak czuł, że raczej nieprędko spełni swą powinność - Uczniowie już w pokojach?
- Tak.
- I jak to wygląda?
- Tak jak się umawialiśmy z właścicielami. Przygotowali cztery pokoje. Dwa dla dziewcząt i jeden dla chłopców. Dla nas i kierowcy też jeden.
- Dobrze.

~***~
Wedle planu do dwunastej uczniowie mieli czas na odpoczynek po podróży i zjedzenie podwieczorka, składającego się z tostów z dżemem i owoców. Następnie udali się na uczelnię będącą miejscem ogólnoszkolnej olimpiady naukowej. Zgodnie z obowiązującą tradycją, co roku najlepsi uczniowie klas trzecich z Wielkiej Brytanii brali w niej udział. Korzyścią, o jakiej należało wspomnieć było to, iż zwycięzca w danej dziedzinie miał otwarte drzwi na wszystkie wydziały, w których przewodził dany przedmiot. W przypadku Lennoxa byłaby nim historia.
Na miejscu każdy uczeń został powiadomiony, w której sali będzie pisał egzamin. Lennoxowi przypadła sala sto trzynaście. Bez słowa udał się do niej i zasiadł na wyznaczonym miejscu. Równo o trzynastej, gdy arkusze zostały już rozdane, a sala zamknięta, egzaminatorzy życzyli im powodzenia. Zaczęła się walka.
Niall przyjrzał się zadaniom, uważnie studiując treść każdego z nich. Na pierwszy rzut oka nie wyglądały na bardzo trudne. Przewidziane mieli dwie godziny na napisanie całości, lecz nastolatek uporał się z tym po upływie nieco ponad godziny. Oddał arkusz do stołu komisji profesorów. Niektórzy obdarzyli go zdziwionym i powątpiewającym spojrzeniem. Pewnie myśleli, że w tak krótkim czasie chłopak praktycznie nic nie napisał, choć sprawy miały się w istocie zupełnie na odwrót: napisał wszystko, na pewno nie bezbłędnie, ale jednak.
Wyszedł z budynku i skierował w stronę boiska. Mieli nie wychodzić poza teren szkoły, ale nikt nie wspominał o niewychodzeniu na zewnątrz. Usiadł na jednej z drewnianych ławek i czekał na hasło „wracamy”. Niestety ku jego rozpaczy, zamiast tego, usłyszał stukot obcasów. Uniósłszy wzrok, zobaczył, jak zbliża się ku niemu Victoria Butler.
- Już skończyłeś? - zagadała.
- Tak.
- Szybko. Jak ci poszło?
- Nie wiem.
- Stało się coś?
- Nie.
- Lennox, widzę, ze jest coś nie tak. Martwię się, więc powiedz mi, co się dzieje. Może nie jestem psychologiem, ani twoim wychowawcą, ale to nie zmienia faktu, że jako pedagog służę pomocą.
- Nie potrzebuję jej.
- Ech, skoro tak uważasz... Mam nadzieję, że chociaż zwiedzanie miasta cię rozweseli.
- Zwiedzanie? - skrzywił się na samą myśl.
- Owszem. - potwierdziła - Coś nie tak? Czemu masz taką minę, chłopcze?
- Nie najlepiej się czuję, mógłbym zostać u gospodarzy? - spróbował przybrać jak najbardziej żałosną minę, co wcale nie było niczym trudnym.
Na twarzy Butler odmalowało się zatroskanie
- Nie możemy cię zostawić samego.
- Co się znowu dzieje? - jak spod ziemi wyrósł Erskine. Niall nawet nie zauważył, kiedy mężczyzna do nich podszedł.
- Biedaczek, źle się czuje i chce zostać na miejscu. - oznajmiła kobieta.
- Żaden problem, przypilnuję go.
O cholera jasna, gorzej już chyba być nie może. Serio, ON ma zamiar mnie pilnować? Już wolę się włóczyć z tą bandą... Chociaż w sumie mogę się zamknąć w pokoju. Jeśli wejdzie, to go wywalę.
Z pozoru wydawało się to proste. Z takimi zamiarem po powrocie siedemnastolatek zamknął się w pokoju. Położył się na łóżku i założywszy słuchawki, zatracił się w myślach.
Jakąś godzinę później Craig stanął przed drzwiami do pokoju, w którym usytuowano męską część uczniów. Zastanawiał się, czy w związku z ich obecnym położeniem stosownym jest, aby tak po prostu tam wejść. Wiedział, że Niall chce być teraz sam, co miało związek z zasłyszanymi odeń okrutnymi słowami. Taka kolej rzeczy. Wyzbywając się skrupułów, zapukał, po czym wszedł, nie czekając na przyzwolenie. Młodzieniec nie usłyszał go. Leżał zwrócony twarzą do ściany, a skulone ciało drżało. Mężczyźnie rzuciły się w oczy ślady wskazujące na to, że będący outsiderem Niall płakał.
Dopiero, gdy stanął nad nim, w niewielkiej odległości od łóżka, jego obecność została zauważona. Siedemnastolatek podniósł się do siadu, rzucając mu gniewne spojrzenie przez łzy. Dla Craiga widok opływających w słoną wilgoć pary oczu stanowił najdosadniejszy wymiar kary.
- Wyjdź. - syknął Niall, ściągając słuchawki. Muzyka grała na tyle głośno, że słychać ją było w całym pokoju.
- Wypowiedź adekwatna do twojego stanu. - podsumował. Wcale nie zdziwiła go postawa Lennoxa.
- Wyjdź, albo ja to zrobię. - żadna groźba.
- Nie dasz rady iść na kompromis?
- Nie widzę takiej potrzeby.
- Mniejsza z tym. Jak się czujesz?
- Nie twój interes. - to mówiąc wstał, zmierzając ku wyjściu. Tak, uciekał, tylko to mu pozostało.
- A ty dokąd? - zatrzymał go, łapiąc za nadgarstek, na co tamten spuścił głowę i czekał, nic nie mówiąc. Dotyk Craiga paraliżował. Widząc, iż nie jest tu mile widziany, zabrał dłoń - W porządku, wyjdę. - już trzymał klamkę, mając zamiar wyjść, gdy tuż przed tym jeszcze się odezwał - Przepraszam, mogłem nieco ostrożniej dobierać słowa.
- Pff, to nic by nie zmieniło. - głos miał słaby i cichy, jakby pozbawiony życia.
- Miałem cię chronić, a nie doprowadzać do ruiny.
- Nie obiecywałeś mi tego...
- Obiecywałem sobie.
- Wystarczyłoby nie robić złudnej nadziei, skoro i tak od początku mnie nie chciałeś. - po policzkach spłynęły łzy.

Zatkało go. W tej chwili umysł zawędrował gdzieś na oddział zamknięty. I najwyraźniej nie miał ochoty stawić czoła nadchodzącemu. Usłyszał słowa Nialla, zrozumiał ich sens. To nieprawda, odpowiedział mu w myślach. Nieprawda. Zanim się obejrzał, słowa same wyszły z ust:
- Chciałem cię. I chcę nadal. Dlatego tak trudno trzymać cię na dystans.
- Proszę cię, skończ i najlepiej wyjdź. - znajdował się na skraju przepaści. U progu jałowego pustkowia.
- Chciałbym tylko, żebyś wiedział - otworzył drzwi - że to dla twojego dobra. - zniknął. Dla dobra ich obojga.  

4 komentarze:

  1. Ale mam zaległości :/
    I to wszędzie :/
    Ma-sa-kra.
    Człowiek wyjeżdża tylko na miesiąc, a jak wraca to masa powiadomień, zaległych notek do skomentowania, plus jeszcze dwa blogi, na których jakoś tak mi się zapomniało poinformować czytelników, że mnie nie będzie (zresztą, nikogo o tym nie poinformowałam *oopsy* >.>).
    Dobra, newermajnd, tu powinnam komentować Waszego bloga, a nie kurde, opowiastki z życia Sakury. ;-;;

    Się trochę pokićkało w życiu Lennoxa, [ale ja kocham takie dramaty] profesorek też nie ma lekko. Jak łatwo można zawieść się na człowieku poprzez zwykłe przypuszczenia. Ostatnio czytałam taką książkę o psychologii współczesnej, w której pisało, że człowiek w życiu kieruje się głównie przypuszczeniami, np. jest sobie przypadkowy bank, mający klientów i w ogóle: funkcjonujący tak jak należy, aż tu nagle ktoś rozsiewa plotę, iż bank bankrutuje. I co się dzieje? Klienci tak się boją utraty swoich oszczędności, mieszczących się w banku, że po kolei, każdy z nich, odchodzi od tego banku i on NAPRAWDĘ bankrutuje. A to wszystko przez jedną, głupią plotkę. Trochę mi to przypomina sytuację Craiga x Nialla. Chociaż, u nich te przypuszczenia są bardziej bezpośrednie, takie... intymne i wygyly. Jak dla mnie ludzie w ogóle nie powinni się odzywać. Powinna nam zostać odebrana zdolność mowy, albo chociaż zminimalizowana, choć trochę. Bosh.... ile ludzi na tym świecie cierpi przez głupie słowa? Co prawda, przez gesty też cierpią, ale..... słowa to tak jakby podsycają.... no wiecie, pozwolę sobie zarzucić cytat z Igrzysk Śmierci: "iskra wznieciła płomień". Ludzie powinni zacząć myśleć rozsądniej (piszę tu również o sobie, jestem równie winna, co reszta mego gatunku). ;-;;

    Jprdl......... chyba lepiej będzie dla wszystkich, jeśli się nie będę wypisywać w kwestii psychologii, bo jeszcze kogoś obrażę XDD"

    Dobra, kit............... >.>

    Czekam na kolejny rozdziaał~~

    xoxo
    Sakura

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. chyba pobiłam swój osobisty rekord w długości pisania komentarza ;-;;

      Usuń
  2. Hej
    Troszkę mi wstyd, że komentuje dopiero teraz, przepraszam i mam nadzieje że mi wybaczycie :)
    Akcja coraz bardziej się rozkręca, mogę powiedzieć z czystym sumieniem że wasze opowiadamie BAAAAARDZO mi sie podoba ^^
    Bardzo polubiłam ... *sprawdza jak nazywa się owy bohater xD* Nialla. Jest super iwgl taki... jakby to powiedzieć? Prawdziwy. Taki uke uke ale taki życiowy bardziej. Wszystkie rozterki tak zgrabnie opisujecie że wam strasznie zazdroszcze i myśle sobie "Kurcze, też bym tak chciała" no ale cóż poradzić że nie ma sie zdolności *smuteg*
    Ale kurcze noooooo... Te rozdziały mogły by się pojawiać częściej, bo mnie krew zalewa xD
    Przepraszam za ten wybuch emocji, chyba nagromadziły się we mnie przez te 6 rozdziałów a że nie miałam jak się wyżyć to zrobię to tu:

    48784
    $#$%$%^&^&$#$@#$@%$^&cchjhikihuiufg6&%%$#%$^fvgftrdyu^^%^&$^$67hvhgjgikiho*^6$%^456#$3543

    bywajcie i powodzenia! Niech Craig wreszcie weźmie mojego Nialla... TAK PORZĄDNIE

    ~Bakuś

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobra,dobra wszystko cudownie. ^^ Ale się czuje że na miejscu... tego Lennoxa jeżeli nie pomyliłam imion xd To normalka. Wskoczyłabym w ramiona Craiga xd no cóż ja tam się lubię tulić. xd Ale koncówka mi się dość spodobała i ta ich kłótnia w autobusie... eem kłótnia tak... xd Powiedzmy... czekam na nastepne i czekam na przytulaski xd ~Kitsune

    OdpowiedzUsuń